Ćwiczenia z normalności. Czerwiec

Przez jedenaście tygodni od czasu zamknięcia szkół byłam w centrum Warszawy (przy założeniu, że takowe ma), tylko raz, kiedy pojechaliśmy z mężem i córką na Bulwary Wiślane. Lubię moją dzielnicę, która ratuje mnie zielenią, ale w ostatnim czasie przed oczami stawały mi co jakiś czas męczące przebitki z miasta, i nie były to żadne pocztówkowe miejsca, ale na przykład Rondo Jazdy Polskiej. Plac Konstytucji. Park Syreny.

I tak, w ostatni piątek, upewniłam się, że w pracy zrobiłam wszystko, co było sensownie do zrobienia, i pojechałam na wycieczkę do miasta. Przeszłam się przez kojącą Dolinkę Szwajcarską i elegancki Park Ujazdowski do Ogrodu Botanicznego. Nie był to jeszcze czas róż, ale załapałam się na ostatnią magnolię i ukwiecone rododendrony, znalazłam część z tradycyjnymi wiejskimi roślinami ozdobnymi, co ostatnio mi się nie udawało, i poczułam, że jest mi dobrze. Takie wyjście z pardy, troszeczkę.

Co mam w planach na czerwiec?
  • Walka z monotonią. Prawda jest taka, że czuję się jak ten ciągle brudzony, prany i suszony miś w reklamie TUI, i to bez widoków na egzotyczne wakacje; co tydzień zaskakuje mnie piątek i to, że znów próbuję coś dokończyć przed weekendem. Na razie nie mam energii na nic ambitnego, ale na razie zaczynam od kalendarza świąt nietypowych i On This Day Brittaniki, i niech nam będzie choć trochę weselej. 
  • Ku rozweseleniu męża: zrobić ciasto z rabarbarem. Mojemu i córki: ciasto z jagodami.
Leonora Carrington, "Przodek", 1968
  • W maju nie znalazłam czasu na to, by napisać o Leonorze Carrington, ale udało mi się zdobyć egzemplarz „Trąbki do słuchania”, jej przedziwnej surrealistycznej powieści, którą czytam z radością i fascynacją. Jej biografia pióra Eleny Poniatowskiej jest utrzymana w bardzo męczącej manierze, a autorowi cytowanego na okładce blurba o tym, że Poniatowska wynalazła nowy gatunek literacki (!) chętnie palnęłabym pouczającą mówkę i wysłała do biblioteki.
  • Zaległa diagnostyka. Moja bardzo przytomna koleżanka, która wytrzymała ze mną cztery lata w jednej ławce, a potem została lekarką i pojechała do Pakistanu z Lekarzami bez Granic, mówi, że teraz jest dobry moment na zrobienie planowych badań i regularnej diagnostyki zanim do gabinetów wróci ta sama liczba pacjentów, co zwykle, i nim lekarze rozjadą się na wakacje. Zapisałam się w związku z tym na USG newralgicznych kawałków, babskie USG i cytologię.
  • Zdobywanie wiedzy o polskim szkle. Lubię stare szkło, a nie byłabym w stanie rozpoznać wieku i techniki wykonania ciekawych egzemplarzy nawet, gdyby same wpadły mi w ręce. Chwilowo wygląda mi na to, że dostępnym i sensownym źródłem wiedzy może być... Pinterest.
  • Poezja Miłosza. Znam ją słabo (moja polonistka była Team Herbert z całego serca, potem jakoś nie miałam okazji uzupełnić), ale lubiłam czytać wywiady z nim i podobała mi się postać, która się z tych wywiadów wyłaniała. Znalazłam w bibliotece w miarę świeży wybór jego poezji, z 2010 roku, i zaczęłam go czytać, z zamiarem, że stopniowo i po trochu, a starczyła chwila niedzielnego przedpołudnia, i znalazłam się na stronie osiemdziesiątej ósmej.
  • Wydanie przyjęcia typu herbata, choćby dla najbliższych; odkąd dowiedziałam się, że można pójść na typową angielską herbatę do Hotelu Bristol, zastanawiałam się z kim to zrobić i przy jakiej okazji; dopiero niedawny vlog Jennifer L. Scott uświadomił mi, że kanapki w stylu angielskim, scones i ciasteczka mogę przecież przygotować w domu.
Spisałam to wszystko i już przy drugim punkcie od końca zaczęłam mieć wrażenie, że to trochę dużo, ale postaram się to sobie rozplanować – już dawno temu zdałam sobie sprawę z tego, że dobre życie, o ile nie jest się ogromnym szczęściarzem, wymaga dyscypliny.

Zdjęcie tytułowe: Jeryd Gillum, Unsplash.

Komentarze

Popularne posty