Gentlewoman: opanowanie, czyli czego możemy nauczyć się od mężczyzn

Niedaleko mojego bloku stoi spory budynek mieszkalny w stylu kamienicy, którego bryła elegancka, mimo naleciałości estetyki lat 90. i wysokie okna przywodzą mi na myśl nieliczne miejskie epizody z powieści Lucy Maud Montgomery.

Od lat fantazjuję, jak byłoby w nim mieszkać, i jakiś czas temu złapałam się na tym, że może, gdybym tam mieszkała, zachowywałabym się inaczej. Otóż nie.

Pamiętam siebie, chyba trzynastoletnią, wracającą z nowej szkoły w grubym tweedowym żakiecie wyciągniętym z szafy matki, i myślącą, o ile byłoby lepiej, gdybym była zimna i opanowana, i co mogę zrobić, żeby taką być (emocje i naturalność nie były czymś dobrze widzianym w moim domu). Musiałam trzynaście lat skończyć jeszcze dwukrotnie, by dotarło do mnie, że sposób bycia nie jest kwestią wyłącznie kultury osobistej, ale też temperamentu, i żebym przestała bić się po głowie za to, jaka jestem.

***

Bardzo często łączymy opanowanie i dystyngowanie kobiet z określonym środowiskiem i historią rodzinną. Do znudzenia przywołujemy takie postaci, jak Jacqueline Kennedy Onassis, Grace Kelly, księżnę Cambridge, ale rzadko myślimy o tym, że taki sposób bycia był/ jest dla nich koniecznością: wynika nie tylko z poczucia oswojenia przeróżnych sytuacji życiowych, ale głównie z konieczności (jako najbezpieczniejszy, bo nie dający obserwatorom punktu zaczepienia do krytyki), z tego, że jest się obiektem estetycznym, z tego, że nie można sobie pozwolić na ujawnienie emocji. (W tym wpisie cytuję autorkę biografii Jacqueline Kennedy, piszącą, że niezwykłe maniery Jackie były sposobem obrony przed ludźmi i chronienia siebie.)

Poradniki dla kobiet podają przeróżne formuły na osiągnięcie opanowania, zwykle jednak ograniczając się do irytująco ogólnikowych porad: pracuj nad pewnością siebie, ucz się dobrych manier, „bądź uprzejma”, „zachowaj spokój”, ubieraj się elegancko”, trzymaj się prosto, bądź obecna tu i teraz (samo pisanie tego mnie stresuje).

Obiecuję, że ten wpis będzie inny.

***

Jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać nad tym, skąd czerpać spokój, opanowanie, poczucie kontroli nad sytuacją, kiedy z zasobami wewnętrznymi jest coraz bardziej krucho. Po kilku zakrętach trafiłam – po raz kolejny – na stronę The Art of Manliness, a na niej na wyciąg z rozdziału książki The Technique of Building Personal Leadership Donalda A. Lairda z 1944 roku, poświęconemu opanowaniu, i uderzyło mnie, jak konkretne porady zawierał ten tekst. (Pierwszą z nich często słyszę od męża, kiedy boję się, że w jakiejś sytuacji źle wypadnę czy zostanę negatywnie oceniona.)

Skup się na innych

Niedawno jechałam pożegnać się z umierającą bliską mi osobą. Byłam w takiej sytuacji pierwszy raz w życiu, i zapytałam znajomą terapeutkę, jak przejść przez tę sytuację tak, by nikogo nie zranić – wszelkie niezręczne zachowania w takich sytuacjach pamięta się bardzo długo. Zaleciła mi (oczywiście), żeby skupić się na potrzebach innych: z wyprzedzeniem spytać opiekunów, czy mogę jakkolwiek się przydać czy pomóc; wysłuchać umierającej osoby i powiedzieć, że jej uczucia są jak najbardziej zrozumiałe; podarować jej coś łatwego w odbiorze, na co będzie mogła popatrzeć lub posłuchać, jak audiobook czy poręczny album z pięknymi zdjęciami. Dotknąć, bo dotyk łagodzi uczucie bólu.

W mniej dramatycznych sytuacjach przeniesienie uwagi na na innych pomaga im zmienić nastawienie do naszej osoby na bardziej życzliwe, a wczucie się w ich emocje – uniknąć niepotrzebnych konfliktów.

Miej przy sobie talizman

To akurat nigdy na mnie nie działało, ale być może wydrukowany e-mail ze słowami mentora, znaczący element biżuterii, czy notatka ostrzegająca przed popełnieniem błędu może Wam pomóc.

Zastanów się, nim powiesz zbyt wiele

To kolejna rzecz, którą powtarza mój mąż, choć ja nauczyłam się jej (z obserwacji) bardzo wcześnie: łatwo jest kogoś ukarać słowami, mówiąc coś, czego nie da się cofnąć. Łatwo też powiedzieć zbyt wiele o sobie, zwłaszcza, jeśli chcemy wyjaśnić swoje nietypowe czymś zdaniem zachowanie bądź gdy wpadamy w pułapkę odwzajemniania się informacjami o sobie w konwersacji z osobą, która opowiada nam całe swoje życie. Dobrze jest zapamiętać uczucie dyskomfortu, kiedy powiemy za dużo, zidentyfikować sytuacje, w których nam się to zdarza, i wymyślić kilka pomocnych strategii (od opowiadania anonimowych historii innych osób po hasło „o tym opowiadam tylko osobom, którym za to płacę”).

Kolejną pułapką, o której wspomina Donald A. Laird, jest podnoszenie głosu w sytuacji, w której podnosi go druga osoba:

Często podczas dyskusji naśladujemy drugą osobę, a kiedy ona podnosi głos, my podnosimy swój wraz z nim. Jednak właśnie wtedy, gdy ktoś podnosi głos, my powinniśmy mówić w sposób świadczący o naszym opanowaniu.

W artykule z The Art of Manliness mowa też o tym, by nie wpaść w pułapkę mówienia niezrozumiale ze względu na stres – w sytuacji, w której jesteśmy bardzo zdenerwowani, lepiej przestać mówić, lub dobrze zastanowić się nad tym, co mamy do powiedzenia, niż powiedzieć coś chaotycznie lub po prostu niewyraźnie.

Sama przywykłam do mówienia (choć nie w każdej sytuacji) i najczęściej mam pewien do dyspozycji pewien „bufor” słów, nad którymi nie muszę się zastanawiać, choć czasem muszę się monitorować, bo zdarzają mi się wtręty słowne. Na pewno warto jest ćwiczyć mówienie z „buforem”; ćwiczeniem ekstremalnym jest tłumaczenie, dla niezawodowców konsekutywne.

Głęboko oddychaj

Kobiety często oddychają zbyt płytko, ale nie tylko one. Kiedy sytuacja robi się nerwowa, pan Laird zaleca wzięcie dwóch głębokich wdechów i obniżenie tonu głosu.

Dla mnie kilka lat temu objawieniem było naprzemiennie oddychanie przez nos, którego nauczyłam się z książki Mariel Hemingway. Można wykonywać je na siedząco, tak jak Adriene na filmie poniżej, ale można się nimi poratować w większości sytuacji w miarę dyskretnie i szybko.


(Przy okazji ponownie wspomnę o zestawie ćwiczeń oddechowych Adriene, Pranayama Potion, którym ratuję się przed stresującymi spotkaniami online.)

Podziel się troskami

W 1944 roku skierowana do mężczyzn rada, by zwierzyć się komuś ze swoich trosk, gdyż „skrywane troski zabijają spokój” musiała być faktycznie przełomowa. Dziś, gdy normą jest noszenie wszystkich trosk na zewnątrz, przewagę daje nam dyskrecja, choć poniższa rada autora pozostaje aktualna:

Omówienie problemów z kimś zaufanym jest dobrym lekarstwem na wiele problemów natury psychicznej. Zwykle warto się zwrócić do kogoś starszego, bardziej doświadczonego, lub lepiej wykształconego od nas.

Od siebie powtórzę jeszcze moje ulubione biblijne motto z Księgi Przysłów:

Gdy drew brakuje, gaśnie ogień; gdy nie ma plotkarza, ustają zwady.

Każdy, kto doświadczył destabilizującego działania plotki w miejscu pracy wie, że umiejętność trzymania języka za zębami i niedolewania oliwy do ognia jest warta każde pieniądze.

***

Tyle konkretów od pana Donalda A. Lairda. Od siebie dodam garść sposobów w większości podsłuchanych od mężczyzn na zwiększenie naszego poczucia kontroli nad sytuacją.

Nie spiesz się

Słyszałyście o tym pewnie wielokrotnie, ale nie zaszkodzi powtórzyć: 

Warto zostawić sobie bufory czasu między rzeczami, które planujemy w ciągu dnia – zadaniami, spotkaniami itd. W ten sposób eliminujemy ze swojego życia dodatkowy stres spowodowany poczuciem, że zaraz się spóźnimy, nie zdążymy czegoś przygotować itd.

Czas pomaga nam nie tylko zachować spokój, ale też wykazać się klasą, okazać komuś szacunek, skupić swoją uwagę na innych, zamiast na swoim dyskomforcie. Jak pisze Łukasz Kielban:

Spiesząc się, zapomnisz o uprzejmym „dzień dobry” czy „przepraszam”, wepchniesz się w kolejkę i – co ważniejsze – nawet nie zauważysz, że ktoś obok potrzebuje Twojej pomocy. („Mężczyzna z klasą”, str. 68)

Prócz obniżenia jakości relacji z ludźmi, brak czasu odbija się na naszej pracy, prezencji, samopoczuciu: w „Mężczyźnie z klasą” Łukasz Kielban pisze:

Niestety, natłok obowiązków albo problemy z organizacją czasu sprawiają, że ciągle się spieszymy i powoli zaczynamy się godzić na spowodowane tym usterki. (str. 68)

Szczególnie  dotkliwe staje się przeświadczenie, że za chwilę wszystko wokół może się zawalić, że żyjesz na krawędzi kryzysu, a życie przecieka ci przez palce. Co gorsza, możesz nawet zaakceptować ten stan, potraktować go jako znak czasów, a co za tym idzie – zaakceptować również fakt, że nie będziesz miał czasu ani dla siebie, ani dla innych. (str. 70)

Mam koleżankę, z którą nie widziałam się od ponad ośmiu lat, bo nieustająco musi kończyć jakieś tłumaczenie; w domu znajomych opowiada się anegdotę o tym, jak pan domu, naukowiec, odmawiał przyjaciołom spotkania z tytułu tego, że „coś kończy” tak długo, aż ktoś, zdenerwowany, odpowiedział: „To daj znać, kiedy będziesz coś zaczynał!”

Łukasz Kiełban rekomenduje lepsze planowanie dnia, przewidywanie przeszkód, unikanie brania na siebie zbyt wielu obowiązków i rezerwowanie czasu na relaks” (str. 70). Ja od siebie mogę poradzić:

  • zidentyfikowanie pożeraczy czasu (telewizja, telefon, internet);
  • nieodkładanie pracy na ostatnią chwilę (każda matka wie, że niewykorzystanie wolnej chwili lubi się mścić, bo dziecko może nieoczekiwanie eksplodować);
  • przygotowywanie tego, co się da, zawczasu;
  • wysyłanie maili przy wykorzystaniu opcji „Zaplanuj wysłanie”, jeśli pracujesz w weekend lub wieczorem – mail wychodzący o ósmej rano robi na odbiorcy inne wrażenie, niż ten wysłany o jedenastej wieczorem lub nawet później.

Ucz się całe życie

Z gotowości do nauki płyną dwie potężne korzyści: po pierwsze, umiejętność radzenia sobie w szerszym wachlarzu sytuacji (nikt od nas nie wymaga obycia Jamesa Bonda, ale świadomość, co należy w konkretnej sytuacji zrobić, bardzo zwiększa poczucie wewnętrznego komfortu). 

Po drugie, innym ciężej będzie nas zaatakować i wytknąć nam braki w wiedzy, jeśli będziemy ciekawi i chłonni jak gąbka, a nie skupieni na tym, by uporczywie starać się ukryć to, co postrzegamy jako nasze braki czy słabości.

Zaanektuj przestrzeń

Kilka razy dziennie wykonuj następujące ćwiczenie: wyobraź sobie kadr, którego najważniejszą częścią jesteś Ty. Co możesz zrobić, żeby przyciągnąć uwagę widza? Wyprostuj się, weź kilka głębokich wdechów, zrelaksuj ciało, spójrz w przestrzeń tak, jakby obserwowała Cię kamera, poczuj się ważna: nawet, jeśli jesteś we własnej kuchni czy tramwaju, mentalnie uczyń z siebie centrum sceny, w której się znajdujesz. (Męski wariant: kolega kiedyś mi się zwierzył, że w zatłoczonych przestrzeniach lubi sobie wyobrażać, że jest kuloodporny.)

A propos postawy i anektowania przestrzeni: od lat tłumaczę uczniom, że nie tylko inni, ale i nasze ciała reagują na nasze pozycje i wyrazy twarzy. W jednym z najczęściej oglądanych TED-talk świata dr Amy Cuddy tłumaczy, że przyjęcie odpowiednio „dominującej” pozy przez zaledwie dwie minuty nie tylko podnosi poziom testosteronu, ale także obniża poziom kortyzolu, hormonu stresu:


Za chwilę dalszy ciąg fabuły

W trudniejszych sytuacjach życiowych może pomóc wyobrażenie sobie, że jesteśmy postacią w dramacie nie chodzi o to, by udramatyzować swoje zachowanie, ale wręcz przeciwnie, spojrzeć na swoją sytuację z zewnątrz, jak na sytuację dramatyczną, która może się rozwinąć w tę lub inną stronę, i wybrać najbardziej logiczne rozwiązanie. (Dodatkowo mnie łatwiej jest złapać dystans, jeśli wyjaśnię sobie, że nie jest tak źle, i że nie jestem postacią ze sztuki Ibsena.)

I na koniec: pamiętajcie, że najwspanialszym chyba darem wynikającym z opanowania jest to, że wpływa ono na innych – ludziom wokół Ciebie będzie łatwiej zachować spokój, jeśli będziesz modelem opanowania. 

Zdjęcie tytułowe: Jared Brashier, Unsplash.

Komentarze

  1. Chciałabym tylko bardzo podziękować za Twój świetny blog; czytam regularnie i czekam na nowe wpisy. Dzisiejszy jest wspaniały. Zresztą każdy bardzo cenię, wszystko, co piszesz, jest ciekawe i przydatne. Pomyslalam, że dam znac, że jest ktoś, kto tu czeka i docenia :) znamy się ze Sztuki Wyboru. Pozdrawiam, Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polu, bardzo Ci dziękuję za miłe słowa, aż chce się pisać! Mam nadzieję, że starczy mi pomysłów:-) Pozdrawiam serdecznie, Ewa

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty