Kraina Nigdy-Nigdy

 

Czytamy teraz z uczniami Opowieść podręcznej, widząc w niej zupełnie nowe rzeczy. Popatrzcie na fotosy z serialu Netflixa, mówię.  Wygląda na to, jakby jego twórcy uważali, że to, co przydarza się książkowej Offred, nie jest wystarczająco trudne. A teraz pomyślcie: lata bez prywatności, oddzielenie od rodziny i niepewność o ich los. Życie w permanentnym zawieszeniu, czekaniu na ciążę, pewność zsyłki, jeśli przed końcem dwuletniego pobytu u obecnego Komandora nie uda jej się w nią zajść. Brak kontaktu z ludźmi, zakaz komunikacji, brak poczucia więzi z kimkolwiek. Niemożność swobodnego przemieszczania się. Deprywacja sensoryczna, łaknienie dotyku tak głębokie, że na myśl o kucharce zagniatającej ciasto na chleb Offred myśli pragnę popełnić zbrodnię dotyku. Konieczność ubierania się w rzeczy uniemożliwiające dotykanie własnego ciała, chodzenie w rękawiczkach, nakryciu głowy ograniczającym pole widzenia, odbierającym możliwość dotknięcia własnej twarzy. Brak luster, i możliwości przejrzenia się; niemożność patrzenia innym w oczy. Przecież to trauma.

Przytakują. W 2021 wszyscy czytamy tę książkę inaczej.

***

W ciągu ostatniego roku wiele pisałam o strategiach dbania o siebie. Wynika to pewnie z tego, że mam wbite w głowę, że moje dobre samopoczucie zależy ode mnie, i że muszę wymyślać strategie pozwalające mi czuć się trochę lepiej w sytuacji, w której nie mam skąd czerpać energii a jestem tak skonstruowana, czy raczej tak zaprogramowana, że świecę światłem odbitym, ładuję baterie w sytuacjach, które od lat są dla mnie trudne do zaaranżowania (nowe doświadczenia), a od roku niedostępne.

Zeszły tydzień był wyzwaniem, które uświadomiło mi, że mogę robić wszystko, ale nie wszystko naraz; spiętrzenie dodatkowych obowiązków w pracy (w ilościach...), dodatkowe zobowiązania poza domem, obecność w domu męża i córki, co dodatkowo zachwiało moim sensownie już ustawionym grafikiem. 

Nie pomaga to, że w ramach wykorzystywania tego dziwnego okresu w naszym życiu zaczęłam diagnozować córkę (nie dzieje się nic dramatycznego, ale mamy kilka rzeczy do naprostowania). Pochłania to czas – w ubiegłym tygodniu każdego dnia, od wtorku do soboty, byliśmy u specjalistów: raz ja sama, dwa razy ja i córka, raz córka z mężem, raz wszyscy troje – cztery godziny zegarowe samych rozbijających popołudnia wizyt, plus dojazdy przez pół Warszawy. Do tego ileś czasu zabierają nam ćwiczenia, które powinniśmy wykonywać z córką (w dużej mierze w celu wyrównania deficytów wynikających z tego, że nie ma teraz normalnego życia).

Zaczęłam też pracować ze/nad sobą – jakiś czas temu szczęśliwie zwolniły się terminy u dwóch dobrych terapeutek. Minusem terapii online jest jednak to, że po pierwsze, wiąże mnie przed komputerem na kolejne godziny (a moja praca polega w tej chwili w dużej mierze na rozmowie z ludźmi przez komputer...), po drugie, ciężko znaleźć na nią czas i przestrzeń, jeśli w mieszkaniu przebywają córka i mąż.

***

Reasumując: zdałam sobie sprawę z tego, że jestem zagoniona, żyję według listy rzeczy do zrobienia, ciągle coś popycham. Mam wrażenie, że albo wykonuję niekończącą się sekwencję ruchów, albo siedzę przed komputerem lub nad książką, próbując się „zrelaksować”. Kiedyś przeczytałam – i kierowałam się tą zasadą długo i szczęśliwie że, w uproszczeniu, należy robić albo rzeczy bardzo produktywne, albo bardzo przyjemne. W tym samym artykule sprzed dziewięciu lat pada zdanie, które czytane dziś wręcz boli: I’m against that zombie neverland of time in which you’re not getting anything done, but also not enjoying yourself.” (Stąd tytuł dzisiejszego wpisu.)  

Nie odpoczywam, nie jestem dla siebie dobra, nie karmię siebie, a jeśli karmię, jak w przypadku terapii, to kosztem odpoczynku. (Co jest tyle niepokojące, że moi znajomi zaczynają mieć poważne problemy zdrowotne podejrzewam, że przynajmniej częściowo uruchomione przez długotrwały stres.) Przestałam być dobrym towarzystwem. Relację ze światem nawiązuję głównie przez robienie zakupów.

***

Nie mam siły, by wymyślać kolejną strategię dbania o siebie, ale czuję, że muszę dać sobie pozwolenie na to, by zwolnić, jeśli mam sensownie dotrwać do maja (odejście maturzystów) i lata. Pozwolenie, by robić jogę jin, spróbować ograniczyć wizyty u specjalistów, pić więcej płynów i więcej leżeć. Użyć mocniejszych perfum, obejrzeć romans albo komedię, przejść się po Bielanach. Nie oczekiwać szybkich efektów.

Rozumiem, że wszystkie dostałyśmy mniej bądź bardziej różniące się rozdania, ale czasem dobrze jest porównać karty. Czy jesteście w podobnym miejscu, czy w zupełnie innym trzymajmy się. 

 

Zdjęcie: Kinga Cichewicz, Unsplash.

Komentarze

  1. Trochę obok tematu, ale zaintrygował mnie ten przytoczony artykuł z Get Bullish. Niesamowite jak bardzo w ostatnich latach osłabł kult wydajności i produktywności. 25-letnia ja ten artykuł wydrukowalaby sobie i powiesiła nad łóżkiem. Dziś tylko gorzko się uśmiecham i to chyba nie tylko dlatego, ze ja jestem na innym etapie życia - świat się zmienił. Ostatnio czytałam, ze młodzi analitycy z Goldman Sachs nie chcą już pracować w weekendy ani w piątki po 21. Jeszcze dziesięć lat temu takie postawienie sprawy było nie do pomyślenia - wybrałeś takie życie, wiedziales na co się piszesz. Jaskółki zmian. A pandemia jeszcze to przyspieszy.

    Tez nie mam siły wymyślać nowych strategii dbania o siebie. Uciekam się do starych sprawdzonych sposobow - na ile działają, na tyle dzialaja. Polecam bardzo kanał jogę z Ania Brzegową (mogę się powtarzać, jeśli tak to przepraszam).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłam na tę autorkę pod koniec ciąży, i moja reakcja na jej teksty była chyba podyktowana tym, że bardzo pragnęłam powrotu do dawnej produktywności. (Tu zastygłam z podbródkiem na ręku, patrząc w ekran.) Chwilę temu wróciłam do Get Bullish, z nadzieją, że Jen będzie miała do zaproponowania jakieś rozwiązania na sytuację covidową... i nic. Paradoksalnie poprawiło mi to samopoczucie - poczułam, że jeśli ją to przerasta, mnie też może:-)

      Wiele się zmienia, nie tylko, jeśli chodzi o tempo życia. Widzę to po reakcjach uczniów na teksty, które kilka lat temu nie wzbudzały kontrowersji.

      O kanale Ani Brzegowej jeszcze nie wspominałaś, pamiętałabym. Dziękuję, przetestuję - pani sprawia wrażenie przyjemnie ugruntowanej.

      Usuń
  2. Do mnie dopiero niedawno dotarło, ze od pewnego momentu zwiększanie swojej produktywności wcale mi nie pomaga. Nie przekłada się ani na więcej wolnego czasu, ani na lepsza jakość życia. Doszłam do prawdziwego mistrzostwa w wydajności, a tymczasem ludzie wokół mnie czuli się zwolnieni z części swoich obowiązków bo po co się za cos zabierać jeśli ja zrobię to lepiej i szybciej. Dodatkowo bardzo się frustrowałam kiedy ktoś nie chciał grać w moja grę i marnował mój czas burząc starannie ułożony grafik swoją gnuśnością (a raczej ja tak to postrzegałam). Od pewnego czasu staram się zamienić produktywność na skuteczność. Negocjować podwyżkę i awans zanim przyjmę na siebie dodatkowe obowiązki. Więcej zlecać, mniej robić sama. Niełatwo jednak zabrać wewnętrznemu chomikowi kołowrotek.

    Bardzo jestem ciekawa jakie tematy budzą teraz kontrowersje wśród uczniów. Chyba nadal do mnie nie dotarło, ze od czasu mojej matury wyrosło już niemal całe nowe pokolenie, które postrzega świat całkiem inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam przyjaciółkę, która poszła drogą pracy w korpo, i kilkakrotnie powtarzała ten sam scenariusz: była megawydajna, ale dochodziła do ściany, i zaczynała prosić o przydzielenie jej kogoś do pomocy; spotykała się z odmową; przechodziła do innej firmy za większe pieniądze. A na jej miejsce zatrudniano już dwie osoby.

      Kontrowersyjne są sprawy rasowe, ale w takim bezrefleksyjnym, podpatrzonym wydaniu; nie wiedzą nic na temat polskiego antysemityzmu, o wczesnopowojennych przebojach typu powroty do domu nie wspomnę; bardzo mało na temat życia w społeczeństwie europejskim z historią kolonializmu i mieszkańcami byłych kolonii, którzy ściągnęli do kraju, który przez dekady czy stulecia czerpał z tych kolonii korzyści; prawie nic na temat traumy międzypokoleniowej czarnych Amerykanów. Ale sztywnieją, jeśli tylko powiedzieć cokolwiek, co wyda im się nie do końca politycznie poprawnie, bo wiedzą, że trzeba się oburzać, bo w ten sposób modelują zachowania ludzi wokół siebie.

      (Dziś w którymś momencie spytałam, czy zdają sobie sprawę z tego, że gdyby Atwood "Podręczną" napisała dziś, byłaby skrytykowana za to, że nie jest racially inclusive i że nie przedstawia cross-sectional feminism.)

      Usuń
    2. ... a dla jasności dodam, że reagują oburzeniem wyłącznie na sprawy związane z BLM, nic bliżej domu ich nie obchodzi.

      Usuń
    3. Ciekawe. Właściwie nie jest to zupełnie odmienne od pojęcia o świecie jakie ja miałam w liceum. Feminizm był dla mnie już wtedy ważny, ale głównie w bardzo polskim kontekście odejścia od tradycyjnych ról i prymatu Kościoła. Jakikolwiek aspekt klasowy dotarl do mnie na studiach, dopiero po lekturze Graff, która uświadomiła mi, ze feminizm to cos wiecej niż próba zwiększenia ilości kobiet w zarządach wielkich firm. Problemy czarnych Amerykanów to była piesn przeszłości, robiliśmy na angielskim jakieś debaty o segregacji rasowej, ale nikt nie łączył tego ze współczesna sytuacja. Postkolonializm może nieco bardziej istniał w mojej świadomości ale to chyba głównie dlatego, ze w liceum robiłam program matury międzynarodowej i ten temat się trochę przewijał. Jestem tylko zaskoczona brakiem świadomości na temat antysemityzmu lat 30 i powojennych. Znów - ja do dorosłości miałam o tym nikłe pojęcie, ale wydawało mi się, ze przed ostatnie 10-15 lat temat wszedł do mainstreamu jeśli można tak powiedzieć.

      Usuń
  3. Dzięki. Jakbyś chciała pogadać, to masz chyba mojego maila.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, mam:-) Na razie jestem chyba bardzo słabym partnerem do rozmowy, a pisania jeszcze bardziej (overthinking level master), więc jeśli się nie odezwę, to nie dlatego, że nie doceniam Twojej propozycji i gotowości, tylko przez przeróżne blokady.

      Usuń
    2. Rozumiem, oczywiście. I wszystkiego dobrego.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Fala już się przewaliła, szybciej, niż się spodziewałam. Odpoczywam i układam sobie to wszystko w głowie.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty