Wolność, powolność, flaneuryzm

– Zrobię teraz coś antykapitalistycznego – rzuciłam koledze historykowi – i pójdę w okienku na spacer, zamiast sprawdzać prace uczniów i oddawać swój czas pracodawcy.

Kolega najpierw lekko się zakrztusił, ale potem z pełną powagą stwierdził, że zachowa w głowie tę myśl, i będzie do niej wracać.

Zadowolona, że zasiałam ferment, poszłam do Łazienek (tak naprawdę chciałam iść do botanika, ale był zamknięty w związku z przygotowaniami do sezonu wiosennego).

Po Łazienkach zerknęłam na moje mapy Google i poszłam do bistra znanego z paryskiej atmosfery, gdzie spędziłam chwilę czytając książkę, słuchając i patrząc na ludzi, i jedząc bardzo solidny plaster pasztetu z kaczki, podany z trzema kromkami dobrego chleba i dżemem owocowym.

Czytam ostatnio o postaci flâneura, i myślę o tym, jak trochę podhodować swojego wewnętrznego flâneura (flâneuse?) w kontekście dążenia do nieuchwytnego work-life balance. Mówiąc (prawie) wprost: w moim miejscu pracy dzieje się coraz więcej rzeczy, które w szybkim tempie przybliżają mnie pełnowymiarowego wypalenia zawodowego. Zakładam, że będzie ich więcej, i chcę zbudować system, który pozwoli mi sobie z tym poradzić. A przechadzka, bo z tym kojarzony jest flâneur, jest techniką samospowalniania, sposobem na radzenie sobie z przymusem produktywności.

By przemierzać ulice Paryża wolniej, flaneurzy wychodzili na spacer z żółwiami na smyczy, pozwalając zwierzętom dyktować tempo spaceru. Walter Benjamin, niemiecki filozof żydowskiego pochodzenia, teoretyk kultury i autor "Pasaży", wielkiego studium poświęconego między innymi kulturze flaneuryzmu, pisał: "W kontekście rewolucji przemysłowej postać flâneura i jego żółwia na smyczy była radykalnym aktem sprzeciwu wobec szybko zmieniającego się świata – odmową zaangażowania się w dyktat społeczeństwa".

Co do rzucania piachu w tryby machiny – głównie swojej własnej, bo mam przesyndrom prymusa – Maggie Nelson w "Argonautach" przytacza przykład wywiadu z Anne Carson, kanadyjską poetką, która na część pytań zadanych jej przez magazyn literacki – pytań zbyt nudnych, oczywistych, ale i zbyt osobistych - odpowiedziała znakiem elipsy. O, takim: [...]. To rodzaj odpowiedzi, na który większość z nas pozwala sobie wyłącznie w stanach skrajnego zmęczenia.

A gdyby tak użyć elipsy, nim ten moment nastąpi? W ramach oszczędzania zasobów?

Życzę Wam spokojnych spacerów tej wiosny.


Zdjęcie tytułowe: Matthias Meyer, Unsplash.

Komentarze

Popularne posty