Zajęty umysł, spokojny umysł
W noc po napisaniu wpisu o szacunku do siebie, obudziłam się, rzecz jasna, za dziesięć trzecia - zaniepokojona tym, że uczniowie zawalają ważny termin. Totalnie wbrew przesłaniu eseju Didion. Przysięgłam sobie, że zajmę się tym na terapii, a na razie napiszę Wam o tym, co od paru tygodni pomaga mi z nocnymi niepokojami.
Już dawno wpadłam na to, że jedynym sposobem na zmniejszenie liczby natrętnych myśli o pracy po godzinach czy w weekend jest zapełnienie sobie w atrakcyjny lub absorbujący sposób reszty dnia czy tygodnia. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić, choć sporadycznie zdarzały mi się momenty pełnego zanurzenia w książkę ("Opętanie", "Szkarłatny płatek i biały", "Zaginiona dziewczyna"), czy nowy temat (ogarnianie finansów, wkrętka w jogę), kiedy na krótko zmieniały mi się ustawienia.
Niedawno jednak usłyszałam, że osoby cierpiące na stany lękowe (czyli szczęśliwie nie ja) powinny podejmować aktywny wysiłek, by stymulować swój zbyt twórczy umysł na bezpiecznym poziomie, nim sam znajdzie sobie pożywkę do tworzenia nieprzyjemnych scenariuszy. Pomyślałam, że mogę zadziałać podobnie, próbując zmniejszyć rodzaj (nie biorąc na siebie odpowiedzialności za działanie, lub raczej niedziałanie, innych) i ilość myśli o pracy, próbując zająć sobie głowę.
Disclaimer 1: chyba nic nie zastąpi leków w momencie, w którym są one potrzebne, więc jeśli nie widzisz poprawy, nie męcz się bez sensu.
Disclaimer 2: to nie znaczy, że nie będą - Tobie, mnie - zdarzać się dni, z którymi kompletnie nie sposób się dogadać, i złe noce po nich. Długo stosowałam techniki, o których czytałam w książkach Elaine Aron o osobach wysokowrażliwych - podłączę ten tag do wpisu, żebyś mogła łatwo znaleźć poprzednie - ale poza ulgą związaną z tym, że tak mam i to nie jest moja wina nie przyniosło to u mnie żadnych konkretnych skutków. Chwilowo staram się więc działać normalnie, nie identyfikować ze swoją nerwicą (lub naturą, jak kto woli), nie czytać o niej, nie szukać sposobów na nią. Po prostu zakładam Loopy i żyję dalej.
Postawiłam na zwiększenie aktywności umysłowej po godzinach - zamiast biernego przyjmowania treści czy czytania dla relaksu robiąc coś, co jest dla mnie jakimś wyzwaniem. I tak: postanowiłam dokończyć rozpoczęte książki z zakresu literatury faktu (skończyłam dwie), ułożyć z córką puzzle (byłam zmęczona wieczorami, więc skończyło się na łatwiejszych, niż planowałam), rozbroić górkę w pracy (tu pełen sukces) i zrobić kilka testów Mensy (przeczytałam wstęp).
Nauczyłam się też na pamięć całego "Dżabbersmoka". Przysięgam, pięknie się odpędza myśli o pracy, powtarzając sobie w myślach
"Ach, Dżabbersmoka strzeż się, strzeż!
Szponów jak kły i tnących szczęk!
Drżyj, gdy nadpełga Banderzwierz
Lub Dżubdżub ptakojęk!"
Niby nic, ale mimo Dżubdżuba cały tydzień spałam jak dziecko.
***
I tak, zrobię dla siebie i być może dla Was ściągawkę z tego, czym można zająć sobie głowę (po ogarnięciu finansów...), przy zastrzeżeniu, że wiem, że nikt nie ma tyle czasu, ile by chciał, nawet ja.
I. Konsumowanie treści/ nauka
Wyselekcjonowana lista filmów i seriali dokumentalnych - nie lajfstajlowych, ale społeczno-kulturowych;
Filmy z VOD Nowe Horyzonty (nie pojechałam do Berlina na Nan Goldin, ale obejrzałam "Całe to piękno i krew", i polecam);
Kursy online (planuję pójść za sugestią koleżanki i przyjrzeć się pisaniu pod wymogi SEO/ PR writing - wyszukałam proste kursy Google'a i chyba trochę mniej proste na Domestice w dużej promocji );
Uczenie się wierszy na pamięć.
II. Aktywne zajęcia:
Treningi / joga;
Haft/ rękodzieło;
Układanie puzzli - te mogą się sprawdzić jako prezent dla fanki Christie, a ostatnio kupiłam matę do układania i sortery, żeby móc przerwać układanie i wrócić do niego w luźniejszej chwili;
Łamigłówki/ treningi umysłu;
Pisanie dziennika (uspokaja, i nawet autorka książki o diecie, którą aktualnie czytam, poleca to jako czynnik wspomagający chudnięcie);
Gotowanie;
Monitorowanie postępów realizacji celów (które jeszcze mam, bo postawiłam je sobie na początku lutego...)
Tu przypomniała mi się jeszcze jedna rzecz - córka dostała na Gwiazdkę dosyć nieoczywistą układankę 3D, w której tworzyła pokój pełen przedmiotów; przez parę dni, ku zdumieniu naszemu i ofiarodawczyni, która spodziewała się, że to prezent dla całej rodziny, składała, wycinała, kleiła, cięła tkaniny, a nawet montowała oświetlenie, i teraz gabinet Sama stoi na jej półce. Drogie, ale bardzo polecam:)
III. Towarzyskie hobby, jeśli życie Wam na to pozwala.
Czy coś dopisałybyście do tej listy? Co Wam pomaga odpędzić demony?
Zdjęcie tytułowe: Jonathan Kemper, Unsplash.
Komentarze
Prześlij komentarz