Pozdrowienia z Żubrówki

- Wygląda jak plan kampanii - ostrożnie powiedział mój mąż, kiedy piątego dnia rodzinnych wakacji na Śląsku pokazałam mu na GoogleMaps mapkę miejsc do odwiedzenia, poleconych przez napotkanych tam pasjonatów.

Trudno się z nim nie zgodzić: zwiedzanie Śląska to sport ekstremalny, w którym można do czegokolwiek dojść wyłącznie militarnym planowaniem i żelazną konsekwencją, a my, przyjeżdżający tam zaledwie na parę dni w roku, i to nie kazego roku, jesteśmy w tej dyscyplinie żałosnymi amatorami.

Śląsk jest dla nas bardzo atrakcyjny ze względu na zróżnicowanie atrakcji (lubimy ludziom tłumaczyć, że każde z naszej trójki ma nieco inne zainteresowania, i tylko na Śląsku można je połączyć), ale też nostalgiczny urok - dla niektórych, a dla niektórych poczucie, że ta ziemia nie jest do końca nasza.  Ja na Śląsku czuję się jeszcze inaczej - jak w miejscu nie do końca realnym, trochę jakby w Republice Żubrowki z "Grand Budapest Hotel", mającej być, według Wesa Andersona, zlepkiem krajów Europy Wschodniej. Dla mnie to miejsce, które być może nie powinno istnieć w takim kształcie, jak teraz, swego rodzaju kapsuła czasu.

***
Jeździmy samochodem z miejsca na miejsce: mąż prowadzi, a ja medytuję, robię ćwiczenia oddechowe, słucham uspokajającej muzyki, i wizualizuję work-life balance. Intensywność tego wyjazdu uświadamia mi, że muszę, ale to naprawdę muszę, wymyślić sobie absorbujące hobby - i powoli układam tajne, przyjemne plany na nadchodzący rok szkolny.

***

Poniżej znajdziecie plan naszego wyjazdu, z pogrubionymi atrakcjami, które szczególnie nam się podobały.

Dzień 1 - Zabytkowa kopalnia srebra w Tarnowskich Górach; obiad w Wędzarni Repty - świetnym miejscu przy drodze, gdzie demokratycznie stołują się kierowcy ciężarówek, starsi panowie, i panie przyjeżdżające drogimi samochodami po obiad; wizyta w Escribo w Katowicach,  gdzie bardzo starałam się kupić nowe pióro, ale stanęło na notesie i piórniku; spacer po centrum Katowic i pokazywanie Młodej brutalizmu.

Zabytkowa kopalnia srebra w Tarnowskich Górach

Dzień 2 - Muzeum Śląskie w Katowicach i dobra wystawa o historiii Śląska; Muzeum Motoryzacji Wena w Oławie - spodziewałam się, że będzie strasznie, a miejsce było naprawdę super; Arboretum Wojsławice - bardzo ładne, bardzo rozległe, i nie na deszczową pogodę.

Muzeum Śląskie - detal z wystawy poświęconej strojom regionalnym

Tyle pasji w jednym miejscu robi wrażenie nawet na mnie.

Żałuję, że nie mogę pokazać Wam zdjęcia, gdzie przy liściach stoi, dla skali, moje prawie trzynastoletnie dziecko, i sięga raptem czubka tego uniesionego drugiego liścia od dołu...

Dzień 3 - Muzeum Gazownictwa w Paczkowie, mocno podupadły Lądek-Zdrój i piękny basen w Zdroju Wojciech - tu uprzedzam, że cała otoczka wokół niego jest mocno zgrzebna.

Kryty Most w Lądku-Zdroju,  nieużywany od 1945 roku

Wnętrze kopuły Zdroju Wojciech (zdjęcie robione z poziomu pijalni)

Muzeum Gazownictwa w Paczkowie - fragment ekspozycji liczników gazu w starym zbiorniku na gaz 

Dzień 4 - Muzeum Papiernictwa w Dusznikach-Zdroju; Projekt "Riese", Kompleks "Włodarz"; podziemia zamku Książ; kolacja w restauracji Kryształowa w Wałbrzychu - tym razem nie przyszliśmy mocno głodni, wyszliśmy więc najedzeni po oczy i szczęśliwi.

Pawilon wejściowy Papierni.

Podziemny kanał we Włodarzu 

Dzień 5 - Muzeum Sentymentów w Kowarach - fantastyczne i bardzo duże  muzeum życia w PRL podzielone na pokoje tematyczne; Kopalnia uranu Podgórze w KowarachTime Gates Jelenia Góra trasa historyczna maxi, czyli półtora kilometra podziemnej trasy turystycznej z lampami naftowymi i fantastyczną panią przewodnik - jak przy poprzednim wyjeździe, mieliśmy ogromne szczęście do przewodników, ale ona szczególnie się wyróżniała. 

Zbiory szkła uranowego w Kopalni Podgórze 

Pozostałości inhalatorium radonowego w Kopalni Podgórze 

Dzień 6 - zwiedzanie Zamku Czocha (zamku, wieży i dziedzińców) - obawiałam się, że będzie jak w Mosznej, ale miejsce okazało się o wiele ciekawsze, przewodnicy mniej karmiący turystów sensacjami, i podobało się i Młodej, i nam. Potem pojechaliśmy do Złotoryi, gdzie obejrzeliśmy Muzeum Złota i Kopalnię Złota "Aurelia" (oba miejsca raczej dla miłośników gatunku), a potem przeszliśmy się po centrum i osiedliśmy w hotelu, bo zmęczenie wzięło górę.

(A propos hoteli - w zasadzie wszystkie byly trafione, przy czym pogoda pomagała, bo nie wszędzie mieliśmy klimatyzację, ale szczególnie spodobały mi się Mercure w Jeleniej Górze i Gold Hotel w Złotoryi - oba budowane na inne czasy, hojniej gospodarujące przestrzenią, i fajnie zmodernizowane - przy czym Mercure dostaje ode mnie plus za ogromne i nieco senne lobby, i piętnastometrowy basen.)

Dzień 7 - tu bez pogrubień, bo jeszcze przed nami: opactwo pocysterskie w Lubiążu (nieogarnialny w swojej skali obiekt, w którym dwa razy w roku - w maju i pod koniec wakacji, w tym roku we wrześniu - możliwe jest poszerzone zwiedzanie, podczas którego można zajrzeć m.in. do restaurowanej biblioteki - szczegóły na stronach Fundacji Lubiąż); Rezerwat Stawy Milickie z restauracją 8 Ryb (ze względu na deszcz nie obejrzeliśmy rezerwatu i nie zjedliśmy w pełnej ludzi restauracji); i Muzeum Bombki w Miliczu, na które bardzo się ekscytuję.

***

Niebawem będziemy w domu, i zacznie się reszta lata - przygody z córką, ciąg dalszy regeneracji, zapewne wyjazd z mężem. Próby wyjaśnienia sobie, że można myśleć inaczej, że mój perfekcjonizm można przekierować w służbę czemuś innemu, niż obecnie.

Wam też udanego lata!

Zdjęcie tytułowe: detal z dziedzińca Zamku Czocha.

Komentarze

Popularne posty