Sztuka sporządzania list
Dwa tygodnie temu napisałam na blogu, że Google Maps to mój język miłości.
W tym tygodniu sięgnęłam wreszcie, nie wiedzieć czemu, po owianą złą sławą "Sztukę prostoty" Dominique Loreau. Nie dokończyłam jej, bo po pierwsze, była hasłowo-ogólnikowa w stopniu, którego nie lubię, a po drugie, kiedy autorka zeszła na temat chudnięcia (i dłuuugo tam pozostawała), brwi podnosiły mi się coraz wyżej i wyżej. Powiedzmy, że ta książka faktycznie nie zestarzała się dobrze.
Zauważyłam jednak, że moja bardzo rozsądna sąsiadka z Goodreads chwali "Sztukę planowania" Loreau, której oryginalny tytuł brzmiał "Sztuka sporządzania list"; niedokładne tłumaczenie tytułu spowodowało, że zebrała w polskim internecie sporo negatywnych recenzji wśród osób spodziewających się po niej czegoś zupełnie innego, podczas gdy - jak pisze jedna z czytelniczek - to nie jest książka o rzeczach do zrobienia; to przewodnik po własnej historii i odkrywaniu siebie za pomocą list.
A ponieważ mam świeżutko włączony autoresponder i półtora miesiąca na to, żeby przypomnieć sobie, kim jestem, i ustawić kurs na kolejny rok, pożarłam tę książkę w dwa dni.
***
Przede wszystkim, jak pisze Loreau,
"Ponowne odtworzenie zawartości własnej pamięci (...) w formie list wymaga dokładności i uczciwości wobec siebie. Pozbawieni możliwości tworzenia długich paragrafów, nie możemy już rozwodzić się nad przytaczanymi faktami, jesteśmy zmuszeni nazwać je po imieniu. Nie możemy już się okłamywać, ukrywać przed sobą rzeczywistego stanu rzeczy, interpretować go na różne sposoby" (str. 146)
Innymi słowy, listy zmuszają nas do konfrontacji ze sobą i skłaniają do zbierania konkretów składających się na nasze życie, i konkretnych sposobów na uczynienie tego życia lepszym. Autorka przytacza przykład Marion Milner - brytyjskiej psychoanalityczki, prekursorki mindfulness, i, pod nazwiskiem Joanna Field, pionierki terapii pisaniem - która
"zdecydowała, że opisze w swoim dzienniku wszystkie rzeczy, których pragnie i które sprawiają, że jest naprawdę szczęśliwa. Przez siedem lat sporządzała listy swoich pragnień i rzeczy, które czynią ją szczęśliwą. Stopniowo uczyła siebie samą szczęścia i metod umożliwiających osiągnięcie go." (str. 197)
(Powiem tak: nie wiem, czy Milner była szczęśliwa, ale dożyła 98 lat i niektóre z tematów, którymi się zajmowała, wyglądają na mocno interesujące, także możliwe, że postaram się dowiedzieć o niej czegoś więcej.)
***
Ta książka przypomniała mi o rzeczach, które lubię, a na które w codziennym biegu nie mam czasu. Przede wszystkim jednak zawiera listy (szczególnie przypadła mi do gustu minimalistyczna "lista rzeczy, które można by poprzedzić cyfrą '1'", czyli lista rzeczy, których nie potrzebujemy więcej, niż jednej) i pomysły na listy, które mają za cel pomóc nam:
- uprościć mechanizmy codzienności (lista prezentów dla rodziny i przyjaciół, lista ulubionych produktów gastronomicznych, lista ulubionych pokarmów, listy pomagające gospodarować czasem);
- uzyskać lepszy wgląd w siebie (miejsca publiczne, w których dobrze się czuję; osoby, z którymi nie chcę mieć już do czynienia; tematy, o jakich lubię rozmawiać i te, których nie znoszę; listy rzeczy, których nie chcemy w życiu i pomysłów, jak to zmienić; listy archetypów);
- zadbać o siebie (lista rzeczy, za które jesteśmy, nie jesteśmy, nie chcemy być odpowiedzialne w naszym życiu; lista rzeczy, które leżą nam na sercu; lista przekonań i przywiązań, których porzucenie dobrze by nam zrobiło; listy przeciwko chandrze; listy naszych pozytywnych cech; listy odpędzające złe myśli; listy pomagające nam zwizualizować sobie, do czego dążymy);
- uprzyjemnić sobie życie (co lubimy jeść, na co patrzeć, czego słuchać; listy nieprzyjemnych bodźców, które możemy usunąć z życia lub je ograniczyć).
Powiem tak: może nierealistycznie patrzę na swój czas (kiedy, po wakacjach, będę te listy pisać?), a może na tę książkę, ale mam wrażenie, że ma duży potencjał - przychodzi mi na myśl "Droga artysty" Julii Cameron i to, jak pomogła mi wyjść z wczesnomacierzyńskiego marazmu.
Postaram się dobrze wykorzystać to lato, które właśnie się dla mnie zaczęło.
Zdjęcie tytułowe: Virginia Smith, Unsplash.
Powodzenia we wszystkich planach i zamierzeniach :)
OdpowiedzUsuńTeż dość szybko porzuciłam czytanie "Sztuki prostoty". Jeśli chodzi o minimalizm, to dla mnie dużo bardziej wartościowa była książka "Chcieć mniej" Katarzyny Kędzierskiej i jej blog Simplicite.
Za to zaintrygowałaś mnie "Sztuką planowania" i teraz nie wiem, czy na zbliżający się wyjazd kupić ją na OLX i zabrać notatnik, czy raczej się łudzę, że będę miała siłę na wysiłek intelektualny ;)
Wiesz co, polecam to trochę z duszą na ramieniu, bo wiem, że lubię takie zabawy w dochodzenie do sedna i tropienie siebie, raz na jakiś czas robi mi to naprawdę dobrze i uspokaja, ale wiem, że nie każdy ma taką potrzebę. W najgorszym razie będzie to nieinwazyjne czytadło:) Ale kupowałabym tanio na OLX czy Allegro...
Usuń