Zło i dobro nasze powszednie


Dziś na tapecie: otwartość i wrogość, obecny klimat  społeczny, wydarzenia z Gdańska, WOŚP i to, jak wybieram na to reagować. Jeśli masz przesyt i nie masz siły bądź ochoty o tym czytać, tu znajdziesz krótki alternatywny post.

1.

Kiedy byłam w ciąży, pierwszy raz w życiu zalewały mnie pozytywne hormony. Zazwyczaj jestem nadwrażliwcem i pesymistką (choć lubię się śmiać i mam wysoki poziom energii, co mnie ratuje), ale wtedy złe myśli po prostu nie miały do mnie dojścia. Na pytania, jak się czuję, niezmiennie odpowiadałam, że świetnie. Po jakimś czasie zaczęłam robić to bardzo świadomie i obserwować reakcje ludzi. Zauważyłam że choć pozytywnie reagują na roześmianą kobietę w ciąży, w większości nie umieją ze mną rozmawiać. Brak nam, jako społeczeństwu, pozytywnych scenariuszy konwersacyjnych – łatwiej nam narzekać i marudzić, co pięknie uchwyciła Teresa Hołówka w Delicjach ciotki Dee (fragment o dwojgu Polakach spotykających się na amerykańskim party, z którego prawdziwości uśmiałam się do łez).

2.

W poniedziałek rozmawiałam z naszą psycholog szkolną o tym, jak na lekcji wychowawczej najlepiej poprowadzić rozmowę o zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza (bo wiem już, że uczniowie tej rozmowy będą chcieli). Powiedziała mi, że największymi zagrożeniami, o jakich mówi się teraz w świecie psychologii, jest prawdopodobieństwo tego, że coraz więcej ludzi będzie traciło nad sobą kontrolę (ze względu na rosnące społeczne przyzwolenie na agresję słowną) oraz tego, że osoby z zaburzeniami będą coraz bardziej rozchwiane i skłonne do gwałtownych czynów, bo będą wychwytywać coraz więcej sygnałów nienawiści.

Cytat z facebookowego wpisu Szymona Hołowni, który opowiada o własnym doświadczeniu:
[M]iałem sytuację, w której policja podjęła przypuszczenie, że ktoś, kto naczytał się o mnie w internecie, chciałby zrobić mi dylu-dylu, więc chyba ze trzy miesiące i do kościoła, i na siku chodziłem z ochroną) (...)
Ludzie chorzy widzą czasem zagrożenia tam, gdzie ich nie ma, reagują mocno na coś, czego zdrowy człowiek nawet nie zauważy, źle hierarchizują bodźce. To nie ich wina, to sprawia choroba. Czasem żyją po prostu w równoległym, istniejącym tylko w ich umyśle świecie, ale czasem ich zachowania mogą stać się papierkiem lakmusowym dla świata wspólnego nam wszystkim. W moim przypadku było tak, że człowiek chory psychicznie wyciągnął aberracyjne wnioski z hejtu na mój temat, który wyczytał w necie. (...) A tych tekstów nie piszą chorzy psychicznie, a zdrowi. Dziennikarze, politycy, fejsbukowicze. Chory człowiek wyciągnął z nich tylko logiczne konsekwencje. Poszedł krok dalej, bo jego, w jego chorobie, nie hamował społeczny lęk, który zatrzymałby nas. [źródło]
Przypomnę tylko, że podobne głosy – o człowieku w depresji, wyczulonym na bodźce – pojawiły się po samospaleniu Piotra Szczęsnego.

3.

Mam wrażenie, i nie tylko ja, że przez wydarzenia w Gdańsku obumiera coś, co przez lata sprawiało, że przez jeden dzień w roku Polacy byli w stanie zrobić coś, co jest dla nich bardzo trudne: uśmiechali się do siebie nawzajem.

Nie mogę namierzyć tego tekstu w fali komentarzy, którą czytałam w poniedziałek, ale ktoś (chyba publicysta Onetu) napisał, że jeśli WOŚP-u nie będzie, Polakom zostanie już tylko szarość, kłótnie i przeżyć do pierwszego. To przerysowany scenariusz, na pewno. Prawdą jednak jest to, że WOŚP dawał wielu Polakom poczucie transcendencji, uczestnictwo w czymś większym niż oni, często bardziej, niż święta Wielkanocy i Bożego Narodzenia razem wzięte.

Nie mogę otrząsnąć się z wrażenia, że w ostatnich dniach do cna wypaliła się dobra energia lat 90.

 4.

Kiedy szkolna psycholog powiedziała mi, żebym porozmawiała z uczniami o mowie nienawiści, odpowiedziałam, że brak mi materiału. Z obserwacji polskich mediów wypisałam się parę lat temu – czasem posłucham dziennika w Trójce, często o czymś mówi mi mąż (który kiedyś był dużo mniej polityczny ode mnie), kiedy dzieje się coś ważnego, podpinam się do stałej kroplówki z internetu, ale za wyłączeniem komentarzy; z Facebooka zrezygnowałam już chyba dziesięć lat temu.

Jednak kilka ostatnich dni obfituje w podsumowania: w sieci łatwo znaleźć informacje o groźbach kierowanych pod adresem Pawła Adamowicza, a Jerzy Owsiak, w oświadczeniu z niedzieli wieczorem, mówił:
„[Od] 25 lat (...) staczam boje z ludźmi, którzy mi grożą. Niestety, polski wymiar sprawiedliwości i policja sobie kompletnie z tym nie dają rady. Proszę wejść na portale prawicowe nawet dzisiaj i poczytać rzeczy na mój temat. Do tej pory takie groźby były traktowane, jako krytyka. Spotykam się z tym także w wyrokach sądowych. Ten stopień krytyki w Polsce rozszerzył się w sposób haniebny. Zahacza o język faszystowski, nazistowski i o język gróźb. Ja się z tym spotykam.” [źródło] [źródło], podkreślenie moje
Ten sam polski wymiar sprawiedliwości nie miał jednak problemu z tym, by ukarać grzywną Jerzego Owsiaka za kilka wulgaryzmów, które wyrapował ze sceny podczas festiwalu w 2017 r. [źródło]

5.

Mamy prawo być po tym zabójstwie obolali; intencjonalnie, gwałtownie i publicznie zadana śmierć w momencie, który miał być dla zebranych celebracją dobra, jest wstrząsem. Znamienne wydaje mi się, jak wiele osób wzywało i uciekało się do modlitwy. Ale jak teraz odpowiedzieć na to, co się stało?

Ja spróbuję budować wokół siebie kieszonkę praktycznego, codziennego dobra. 

  • Częściej nawiązywać kontakt wzrokowy.
  • Starać  się rozmawiać z ludźmi pogodnie, jeśli mnie na to stać, a jeśli nie – nie uczestniczyć w rytuałach grupowego narzekania. Traktować to jak mentalny odpowiednik trzymania się prosto.
  • Wzmacniać pozytywne zachowania wokół siebie – podziękowaniem, uśmiechem, pochwałą. Prosić o pomoc w razie potrzeby.
  • Nie mówić o nikim źle; jeśli trzeba, krytykować czyny, a nie osobę.

Prócz tego warto

automatyzować pomoc charytatywną w takim zakresie, na jaki nas stać. 

Jest coś niesamowitego w nawet drobnym, ale regularnym pomaganiu innym – rozprostowujemy się wewnętrznie, bo czujemy, że uczestniczymy w czymś potrzebnym i dobrym. Rzeczy, które robię:
  • Zamiast wrzucać je do koszy PCK, przy zmianie sezonów przesyłam ubranka córki (w dobrym stanie) do domu dziecka, a ubrania/buty dla dorosłych odwożę do sklepu Sue Ryder. W ten sposób wiem, że ubrania nie zostaną podarte na szmaty, a trafią do ludzi, którym się przydadzą.
  • Do sklepu Sue Ryder regularnie zawożę przedmioty, na które nie ma miejsca w moim domu, przeczytane książki i filmy (biblioteka w mojej dzielnicy trochę wybrzydza). Rzeczy znajdą drugi i trzeci dom, a pieniądze ze sprzedaży wspierają cele Fundacji.
  • Kilka lat temu wybrałam ważny dla mnie cel charytatywny (edukacja dziewcząt w krajach nisko rozwiniętych) i ustawiłam stałe zlecenie na rzecz PAH. Możesz przejrzeć ofertę UNICEF-u czy Dobrej Fabryki (ta ostatnia pomaga też w Polsce, aktualnie prowadzi akcję ratowania bezdomnych przez zamarznięciem). Potencjalną wadą jest mailing, który możesz otrzymywać; PAH jest pod tym względem w porządku, z wpłacania na Amnesty International i Greenpeace zrezygnowałam, bo wysyłali mi dużo kosztownie wyglądającej makulatury. 
  • W tym roku po raz pierwszy uczestniczyłam w zbiórce na schronisko dla zwierząt pod Warszawą – nie tego z najlepszym PR-em, wspieranego przez celebrytów, ale tego, gdzie warunki są naprawdę złe.
Zdjęcie - Nathan Lemon, Unsplash

Jeśli myślicie, że ktoś z Waszych znajomych mógłby skorzystać z tego tekstu, proszę, podeślijcie im go, albo podzielcie się nim na Facebooku. Będzie mi miło, jeśli trafi do szerszego grona odbiorców. Pozdrawiam Was i dziękuję za to, że mnie czytacie!

Jeśli szukacie postów o podobnej tematyce, znajdziecie je pod tagiem gentlewoman.

Zdjęcie tytułowe: Emily Morter, Unsplash

Komentarze

Popularne posty