Daj dziecku prawdziwe rzeczy


Zaczęło się chyba wtedy, kiedy po raz pierwszy stanęłam przed koniecznością posadzenia Młodej przed telewizorem, żeby móc coś zrobić. Nie miałam w domu ani jednej bajki (miała wtedy około trzech lat), nie mieliśmy  i nadal nie mamy  telewizji (efekt tego, że kiedyś skutecznie udało mi się wytłumaczyć mężowi, że w zasadzie ogląda jedynie "Jak to jest zrobione"), a nie miałam ochoty zapuszczać się w mroczny świat YouTube. Zrobiłam w duchu szybki przegląd tego, co pod ręką, i padło na adaptację "Dumy i uprzedzenia" BBC z 1995 roku. (Same zalety: mało intensywnych emocji, dużo zbliżeń na twarze, i ładna, spokojna muzyka.)

Mała, jak to teraz mówi, zauwielbiała. Po jakimś czasie potrafiła przybiec z sąsiedniego pokoju, bo po muzyce (!) rozpoznawała moment, w którym pan Darski skakał do stawu, a dziś przy śniadaniu rozprawiałyśmy o tym, dlaczego rzeczony Darski (teraz już Darcy) nie powiedział Lizzie, że Georgiana planowała uciec z Wickhamem.

Na drugi ogień poszła "Casablanca", potem – "Niewinni czarodzieje" (czyli "film o panu i pani"). Nie pamiętam, kiedy kupiliśmy zestaw płyt "Dobranocnego ogrodu" (za tą bajką też stoi BBC, i ci sami ludzie, co za "Teletubisiami"), ale najwyraźniej chwilę nam zeszło.

***
O tym, że z estetyką zabawek i książek dla dzieci jest źle, wiedzieliśmy od dawna, ale dopiero po tym, jak urodziła nam się córka, dotarło do nas, jak fatalnej jakości jest większość filmów, muzyki i programów telewizyjnych dla dzieci. Wygląda na to, że wielu dorosłych jest zdania, że dzieci to konsument bardzo łatwy, potencjalnie nienasycony i do tego bez jakichkolwiek wymagań estetycznych.

Jakoś naturalnie, bez specjalnych dyskusji, przyjęliśmy z mężem dwie zasady: nie dajemy Młodej naszych telefonów ani laptopów – miłe nam są niepopękane ekrany i możliwość zrobienia czegokolwiek na komputerze bez nagabywania – i nie wpuszczamy do domu filmów ani muzyki, od której smaży nam się mózg. Efekt jest taki, że nasze dziecko lubi np. Stacey Kent, "Moon Safari" Air, i Jacka White'a, którego zna tylko z radia, ale pięknie się do jego muzyki gibie.

Muzyka

Bardzo warto poszukać muzyki dla dzieci "robionej" przez prawdziwych muzyków. Mistrzostwem świata jest dla mnie płyta, którą dobrze pamiętam z dzieciństwa, czyli wydane w 1988 roku "Małe Wu Wu", nagrane przez Voo Voo z towarzyszeniem Fiolki Najdenowicz; teksty były napisane przez Jerzego Bielunasa, człowieka, który najwyraźniej umie i lubi tworzyć dla dzieci. Oto moja ulubiona  kołysanka z tej płyty, a poniżej – piosenka pięknie pokazująca działanie przeciętnej, niedoskonałej, ale szczęśliwej, rodziny oczami dziecka:

Ta płyta to naprawdę must have, który warto kupić na prezent lub na zapas, póki na CD dostępna jest reedycja.

Bardzo dobra, tak tekstowo, jak i muzycznie, jest ścieżka dźwiękowa do serialu animowanego "O dwóch takich co ukradli księżyc" zespołu Lady Pank, z genialnymi smaczkami dla dorosłych. Słuchając "Czarownika" warto pamiętać, że oryginalne płyty wydano w 1986 i 1988 roku; poniżej - jedna z moich ulubionych piosenek z tego albumu:
W empiku widzę reedycję reedycji.

Młoda lubi spokojną muzykę – relaksacyjne nagrania z delfinami, do niedawna kołysanki Grzegorza Turnaua i Magdy Umer, a ostatnio kolega pokazał jej kanał Spokojna Muzyka na YouTube, który teraz czasem puszczamy w tle.

Zabawki

Myślę, że oddziaływanie na rzeczywistość przy użyciu prawdziwych rzeczy daje dziecku nie tylko konkretne umiejętności, ale i poczucie sprawczości (jak ja bym się czuła, gdyby podmienić moje rzeczy na niedziałające zabawki?). Kompletnym paradoksem jest dla mnie to, że często za cenę zabawki dla dziecka można kupić zupełnie funkcjonalny, ładny i solidnie wykonany przedmiot. Tak było w przypadku instrumentów muzycznych (dzieć dręczy nas grą na ukulele) i zestawu małego lekarza (byliśmy osłuchiwani pięknym, pomarańczowym stetoskopem pielęgniarskim z allegro).

Ostatnim trafieniem była maszyna do szycia; po oddaniu do Smyka strasznego bubla, jakim jest ta maszyna, za niewiele większe pieniądze zamówiliśmy dedykowaną dla dzieci, w pełni funkcjonalną maszynę Łucznik Mini (w zalinkowanym sklepie na pewno z kluczową w przypadku dzieci osłoną na palce), na której wszyscy troje uczymy się teraz szyć. 

Do tego Młoda w wieku niespełna siedmiu lat już całkiem dobrze kadruje, bo dwa lata temu dostała od mojego ojca jego stary, nieduży aparat cyfrowy. Warto zobaczyć, co nam się poniewiera po szufladach i dać starej elektronice nowe życie – o ile służy ona czemuś więcej, niż spacyfikowanie dziecka, i wymaga od niego więcej, niż słabo rozwijających motorykę ruchów typu swipe and tap
Annie Spratt, Unsplash

Filmy

Tak jak wcześniej pisałam, nie mamy telewizji, moja córka ogląda w zasadzie wyłącznie filmy na DVD, sporadycznie coś w internecie.

Sprawdził się u nas "Dobranocny ogród" – dobranocka dla młodszych dzieci, polecana dla dzieci w wieku 1-3 lat, ale ona zaczęła oglądać ją później i później przestała. Każdy odcinek ma podobną strukturę i kończy się wyciszającym powtórzeniem tego, co się w nim wydarzyło, i tym, że  wszyscy bohaterowie idą spać. Ogromnym plusem jest funkcja dobranocki – gdy ją włączymy, po wybranym odcinku (na płycie mieści się ich trzy) włącza się ekran, na którym główny bohater śpi w kołyszącej się łódeczce.

Mamy całkiem niezłą kolekcję filmów Davida Attenborougha, sprawdzających się w każdym wieku; lubimy też razem oglądać "Atlantis" , ilustrowany praktycznie wyłącznie muzyką Erica Serry film Luca Bessona.

Córka na dzień dziecka dostała "Sekrety morza" – a raczej, ponieważ nie można było już kupić polskiej wersji, oryginalną "Song of the Sea", nominowaną w 2015 roku do Oskara bajkę o selkieMusiałam się bawić w tłumacza symultanicznego, ale tłumaczenia nie było dużo, a historia jest bardzo wzruszająca (wszystkim trojgu mniej lub bardziej spociły się oczy), bardzo niebanalna  wizualnie, z piękną muzyką. Jak dla mnie jest to historia o tym, jak dostrzegać i podtrzymywać magię w życiu; jeśli kiedyś nadarzy Wam się okazja, by ją kupić lub obejrzeć, serdecznie polecam.

Przed nami jeszcze cały świat anime; moja znajoma, psycholog dziecięcy, prywatnie fanka japońskich animacji, gorąco poleca oglądanie ich z dziećmi – jej zdaniem, w porównaniu z zachodnimi kreskówkami, bardzo podkreślają wartość pracy zespołowej. Dobrym filmem na początek jest podobno "Mój sąsiad Totoro" (5+, wspominałam o nim we wpisie "Jak wychować dzieci świadome innych kultur"), dla starszych dzieci  (9+) "Spirited Away: W krainie bogów", którego bohaterką jest dzielna Chihiro.

Na koniec Internet: dla nas to głównie źródło filmów o Różowej Panterze, szczególnie tych ze starych serii, z lat 1969-1980. (Tu link do playlisty "Classic Pink Panther.")

Oprócz ciekawej kreski, nieoczywistego poczucie humoru, i tego, że najczęściej ilustrowane są samą tylko, dobrą muzyką, bardzo podoba nam się to, że Różowa Pantera w wielu odcinkach staje w obliczu różnych przeciwności, z których wychodzi dzięki kombinacji sprytu i godności osobistej, co i Młodej, i nam daje dużo satysfakcji.

***
Jakie są Wasze, bądź Waszych znajomych, sposoby na dawanie dzieciom prawdziwych rzeczy? Jakie filmy i muzykę, które zadowoliłyby także wybrednego widza, polecacie?

Jeśli ten post Wam się spoobał, lub myślicie, że ktoś mógłby z niego skorzystać, proszę, podeślijcie go dalej, lub podzielcie się nim na Facebooku lub Twitterze. Będzie mi bardzo miło, jeśli trafi do większej liczby czytelników. Dziękuję!

Komentarze

Popularne posty