Zrób sobie dobrze. Przyjemności czasu pandemii

Jak Wam się żyje? Ja, choć psychicznie czuję się najlepiej od początku pandemii, funkcjonuję jak chomik w kołowrotku – ostatnio wpisywałam wydatki do arkusza budżetowego (podpatrzone u Oszczędnickiej), i ze zdziwieniem skonstatowałam, że kwota wydana na kwiaty jest wyjątkowo duża... i że to dlatego, że już mamy kolejny miesiąc, a ja wciąż wpisuję wydatki w listopadowym arkuszu. Z perspektywy paru tygodni moja „decyzja”, by ograniczyć wpisy do jednego tygodniowo nie wydaje się już żadną decyzją, raczej przeczuciem braku czasu (ten wpis znów powstaje w sobotę rano, kiedy domownicy śpią).

Dziś napiszę Wam o różnych ładnościach, na które trafiłam ostatnio, którymi można celebrować siebie lub innych, sprawić komuś (sobie!) przyjemność; możecie go potraktować jako kolejny z moich wpisów prezentowych, których listę znajdziecie na końcu wpisu. I zanim przejdziemy dalej, mój zwyczajowy disclaimer – zero procent afiliacji, sto procent szczerego zachwytu.

*** 

Zacznę od mojego anioła stróża, czyli plannera #lifebalance, dzięki któremu funkcjonuję najlepiej od początku pandemii. Planner – bez dat obejmuje trzy miesiące, podzielone na tygodnie; każdy tydzień ma jakiś motyw przewodni samoobserwację, zwiększanie ilości wypijanych codziennie płynów i liczby kroków, zmianę nawyków dietetycznych. Po lewej stronie jest normalny dzienny planner z godzinami – ja po prostu zapisuję tam rzeczy do zrobienia danego dnia  – a po prawej jest miejsce na zapisanie godzin posiłków, liczby godzin snu, szklanek wypijanych płynów, aktywności fizycznej, ocenę samopoczucia

Rozumiem, że nie każdy może lubić tego typu rozliczanie, ale w tej mrówczo-chomiczej egzystencji, którą teraz prowadzę, bardzo przydaje mi się narzędzie przypominające, żeby dbać o siebie. Zadziwia mnie to, jak bardzo przy okazji przekonuję się o prawdziwości wszelkich prozdrowotnych zaleceń z gatunku „znam, ale nie chce mi się ich przestrzegać”; zaznaczanie godzin snu uczy mnie, że jeśli siedzę przed ekranem po 22.00, śpię znacznie gorzej; zauważam, że najczęściej jestem rozdrażniona, kiedy zapominam o tym, żeby pić lub jeść, i nauczyłam się, jakie są najkorzystniejsze dla mnie pory posiłków (okazuje się, że zupełnie nie takie, jak sądziłam). Co więcej, kiedy jem sensowne rzeczy o regularnych porach, nie chce mi się podjadać. Czuję się tak, jak wtedy, kiedy byłam na diecie Montignaca sfrustrowana tym, że wciąż jestem najedzona.

Tu macie oficjalną stronę plannera, a tu stronę Ceneo z listą miejsc, gdzie można kupić go taniej; kosztuje przeciętnie powyżej 30 zł, ale moim zdaniem bardzo warto.

***

Kupiłam też wydanie „Dumy i uprzedzenia”, o którym wspominałam jakiś czas temu na blogu, zawierające kopie ręcznie przepisanych epokowymi krojami pisma listów bohaterów. Jest co prawda piękne (spójrzcie na zdjęcia na Amazonie), ale nie bez wad. Czcionka jest niewielka, książka słabo nadaje się do czytania przed rozmiar druku i szeleszczące, sztywne welinowe koszulki zawierające listy, a same listy wyglądają nieco mniej autentycznie, niż na zdjęciach ale z drugiej strony obie koleżanki, którym zrobiłam gruntowny unboxing przez internet zamówiły po egzemplarzu. Najwyraźniej chęć posiadania tego cuda jest silniejsza, niż świadomość, że czytać będzie się z niego wyłącznie listy (nota bene, właśnie naszła mnie chęć kupna ładniejszego egzemplarza P&P niż mój pokryty notatkami, stareńki Penguin). Z bonusów mamy wstęp o tym, jak powstawała książka, krótkie komentarze do poszczególnych listów (mój ulubiony to „her happiness is palpable”), i listę polecanych książek.

Mnie ta książka sprawiła dużo radości (a córka, która już się obudziła i podczytuje mi przez ramię, co czytam, przy usypianiu pierwszego wieczoru zażądała, by pokazać jej list od Darcy'ego).

***

Jakiś czas temu, szukając materiałów do pisania kursywą, trafiłam na perfumowane atramenty Herbin; na żaden się nie zdecydowałam, może dlatego, że nie lubię zapachów typu mono, wolę kompozycje (choć kakao wygląda kusząco), ale jakby co, znajdziecie je tu. Pamiętajcie tylko, że pojemność buteleczek jest mniejsza, niż standardowa, bo 30 ml. 

***

Kiedy byłam mała, Mikołaj przynosił mi podkoszulki. Na te mikołajki mąż kupił mi kilka par nylonowych pończoch RHT z Gio, w tym tych pięknych z kontrastową czarną manszetą (warto założyć sobie konto, dla klubowiczów są promocje). Ja jakiś czas temu, czytając „Modoterapię”, wynotowałam nazwy paru firm produkujących dobrą bieliznę męską – Sunspel, Hanro, Resteröds polecane przez dziennikarza i redaktora kulturalno-modowego Piotra Zacharę. Koszulki tej ostatniej firmy wypatrzyłam na Zalando, i kupiłam dla męża koszulkę o dopasowanym kroju na dzień, i drugą, luźniejszą, do spania – zobaczę, jak się sprawdzą.

***

Model o swojsko brzmiącej nazwie „Beetroot”

Zeszłej zimy musiałam wymienić czarną kopertówkę na nowszą, i niestety dopiero po dość przypadkowym, acz nienajgorszym, zakupie trafiłam na firmę Etui Bags, polską firmę znaną z tego, że ich torebki wybrała księżna Kate w trakcie wizyty w Polsce (i nie tylko tu spis wszystkich okazji, kiedy widziano ją z torebkami tej marki).

W tym roku planowałam sobie kupić kolejną kopertówkę, tym razem tej marki, ale okazało się, że firma najwyraźniej przeprowadziła się na Wyspy Brytyjskie; jest nowa strona internetowa i Instagram, ale modele, zbieżność czasowa, wcześniejsze zapewnienia o tym, że działają na rynku międzynarodowym oraz ciągłość logotypu przekonują mnie, że mamy do czynienia z tą samą firmą. 

Ta przyjemność będzie odroczona – na razie nie mam w planach żadnych imprez, poza ewentualnym balem maturalnym na wolnym powietrzu, na przełomie wiosny i lata  ale o ile firma nie wykona jakiejś wolty, jasną kopertówkę kupię tam (elegancką jasną trudniej kupić, niż klasyczną czarną).

***

Nie wiem, jak pierzecie bieliznę, ale ja jedwabne koszule, staniki itp. odkładam do osobnej przegródki w koszu do prania, i piorę raz na jakiś czas (od razu, bez wyjątku, piorę pończochy, żeby uniknąć zaciągnięć). Na wiosnę kupiłam płyn do prania Intimissimi kosztuje 45 złotych, i wedle etykiety starcza na 15 prań – dzięki któremu jest to bardzo przyjemne doświadczenie, bo przez cały czas prania i schnięcia bielizny łazienka intensywnie pachnie perfumami. Niedawno kupiłam drugą butelkę, polecam!

***

Zdjęcie: Aga Beaupré, Via

Zobaczyłam na stronie Risk Made in Warsaw ręcznie malowane karty Jagny Wróblewskiej i zachwyciłam się – taki piękny, niepraktyczny, oldschoolowy prezent.  Znajdziecie je tu i tu, tekst o nich ze zdjęciami tu. Kupiłam trzy z pięciuset talii, dam w prezencie kilku znajomym parom – artystów, wiecznych romantyków i nowożeńców.

Update recenzyjny: karty przyszły, i są w porządku, jeśli chodzi o jakość (choć pewnie zawsze mogłoby być lepiej), ale mąż narzeka, że cała seria ma plecki w jeden wzór, i nie można mieszać talii, i że portrety zwierząt i ptaków jako figur są mało czytelne.

***

I na koniec coś, na co pewnie się nie skuszę, ale co sprawia, że świat wydaje mi się lepszym miejscem: adwokat z czekoladowymi kieliszkami (należę do osób, które nigdy tak naprawdę nie wyrosły z czekoladek z likierem). Tu link do strony producenta

Czym rozpieszczacie siebie (i innych) w tym roku?

P.S. Wiecie może, gdzie kupić eleganckie kapcie? 

***

Dotychczasowe wpisy zawierające pomysły na prezenty: spory spis pomysłów na prezenty świąteczne, pomysły na prezenty dla dzieci w różnym wieku, drobne luksusy dla siebie i innych, kilka pomysłów na różne okazje, takie jak ślub czy wizyta.

Zdjęcie tytułowe: Coco Tafoya, Unsplash.

Komentarze

  1. Witaj Ewo :-)
    To mój pierwszy komentarz, bo też odkryłam Twój blog całkiem niedawno.
    Niestety nie wiem, gdzie można kupić eleganckie kapcie; ja chciałabym jeszcze dodatkowo takie, które można łatwo prać lub czyścić :-).
    Ja również staram się ostatnio robić drobne przyjemności - samej sobie (w moim przypadku trzeba było pandemii bym odkryła, że tak można i że to potrzebne).
    Kiedy już "ogarnę" prezenty, światełka i inne, towarzyszące sprawy - zaplanowałam na Święta, w ramach czasu i przyjemności dla siebie, czytanie Twojego całego bloga, od pierwszych wpisów.
    Pozdrawiam Cię serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzień dobry,
      Bardzo mi miło z powodu tego, co napisałaś! Nie wszystkie wpisy są jednakowo "równe" - blog się zmieniał z czasem - ale mam nadzieję, że te początkowe wpisy też dadzą Ci trochę przyjemności:-)
      Jeśli chodzi o kapcie, mam dokładnie ten sam problem, wszystkie puszki i welury są bardzo ładne, ale jakoś ciężko mi uwierzyć w to, że są higieniczne, a nie umiem chodzić po domu w balerinach...
      Miłego dnia, Ewa

      Usuń
  2. Kiedy przeczytałam wczoraj ten wpis uznałam, że choć się nie zaniedbuję, to przyjemności sobie jakoś nie robię. Ale potem to przemyślałam i doszłam do wniosku, że to, ze kupiłam sobie zdrowy jadłospis i od półtora miesiąca go realizuję to jest moja przyjemność i dbałość o siebie. Poza tym znakomicie to rozwiązuje problem pt. co będę jeść jutro w pracy.
    A oprócz tego sprawiłam sobie kalendarz adwentowy z tealightami Yankee Candle. Jest to edycja z poprzednich lat, ale nie mając wcześniej za bardzo styczności z tą marką uznałam, że dobrze by było sprawdzić wybór różnych świeczek. Niestety, zapachy są tam tylko świąteczne, ale jest ich aż 6.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdrowy jadłospis jak najbardziej się liczy (zwłaszcza, jeśli uwalnia Cię od konieczności planowania jedzenia i częściowo zdania na przypadek)! Nieprzypadkowo zaczęłam od tego plannera, który jak dla mnie był strzałem w dziesiątkę (i co ciekawe, najbardziej newralgiczna jest właśnie pora obiadowa, kiedy przerywam pracę i muszę mieć coś gotowego o konkretnej godzinie).

      Na tegoroczny kalendarz adwentowy, i inne świece Yankee Candle, też patrzyłam, i jeden zapach - Lemon Gingerbread bodajże? - bardzo mi się podobał, ale go nie kupiłam - mój mąż źle znosi intensywne zapachy w domu:-/ Dasz znać, czy któryś polecasz?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty