Stoicyzm, czyli siła i współczucie

Kiedy zaczęłam szukać dobrego tłumaczenia „Rozmyślań” Marka Aureliusza proszę, nie regulujcie jeszcze odbiorników zauważyłam, że tak teksty stoików, jak i większość książek popularyzujących ich filozofię, czytają, recenzują i rekomendują głównie młodzi mężczyzni (w Polsce sytuacja wygląda nieco lepiej, może ze względu na strategię wydawnictw wysyłających blogerkom kopie recenzenckie). Wszystkich pięciu autorów współczesnych bestsellerów o stoicyzmie to mężczyźni, a Ryan Holiday, autor numeru jeden (do którego dalej polecę sensowną alternatywę), urodził się w 1987 roku. (Numer piąty na liście rekomenduje z kolei Timothy Ferris, starszy o 10 lat od Holidaya archetypiczny amerykański wieczny chłopiec). Innymi słowy, szukając książek o stoicyzmie zaczęłam czuć się tak, jakbym przypadkowo trafiła na spotkanie męskiego klubu.

Tymczasem moja babcia – która podczas wojny z dwojgiem dzieci i maszyną do szycia wielokrotnie przekraczała linię frontu, wyciągnęła dziadka z obozu jenieckiego, a potem bez mrugnięcia okiem znosiła jego wojenne i powojenne przygody – zaczytywała się w Senece, i cytatami z niego uzasadniała swoje decyzje. (A tych ostatnich, prywatnych i biznesowych, często dość grubego kalibru, podjęła w życiu zawstydzająco wiele.) Ze stoicyzmu czerpią też Arianna Huffington, J.K. Rowling, i wiele innych kobiet; wiele jest też badaczek filozofii stoickiej (klik i klik).

Moją babcię z paniami Huffington i Rowling łączy to, że nie sposób byłoby uznać żadnej z nich za osoby o słabym charakterze. To mogłoby zaskoczyć Marka Aureliusza, który co prawda kobiety ze swojej rodziny szanował, ale kobiety w ogólności przedstawiał w „Rozmyślaniach” jako wzorzec negatywny, przeciwstawiając je mężczyznom jako osoby o słabym charakterze. Było to jednak absolutnie normalne w tamtych czasach (drugim wieku naszej ery?), i nie ma potrzeby, w imię kilku kontrowersyjnych prawie dwa tysiące lat później stwierdzeń, rezygnować z całej mądrości autora. (Dr Piotr Stankiewicz proponuje wręcz „stoicyzm reformowany”, odświeżoną i zgodną z dzisiejszą wiedzą o świecie wersję tej filozofii.)

Dlaczego warto dziś sięgnąć po stoików? Cytaty z „Rozmyślań”, które do mnie przemówiły, umieściłam z osobnym wpisie (wolałam to, niż skonstruować jeden wpis, za to tak długi, że mało kto przezeń przebrnie). Wpis ten w którymś momencie odpłynął mi jednak nie w kierunku pokazywania tego, co do mnie trafia, a raczej w demonstrację różnic między różnymi tłumaczeniami (Mariana Reutera, Krzysztofa Łapińskiego, i angielskim, Gregory'ego Haysa). Wróćmy jednak do punktu wyjścia.

***

Nadawszy sobie takie imiona: dobry, skrom­ny, prawdziwy oraz rozumny, rozumiejący, wyrozu­miały, pilnuj, byś nie został przezwany inaczej. Jeżeli stracisz te imiona, szybko do nich wracaj. („Rozmyślania”, X.8., tłum. Krzysztof Łapiński)

Do tej pory stoicyzm kojarzył mi się, jak chyba wszystkim, z zachowaniem spokoju i godności w obliczu spotykających nas nieszczęść, oraz wyrzeczeniem się przyjemności – i powiedzmy, że trudno to nazwać skuteczną reklamą. Są to jednak uproszczone i nieco zniekształcone interpretacje bardziej skomplikowanych założeń składających się na ten system filozoficzny – zadziwiająco aktualny, jeśli spojrzeć np. na ten cytat:

Zdrowe oko ma widzieć wszystko, co widzialne, a nie mówić: chcę patrzeć tylko na zieleń. To bowiem dotyczy chorych oczu. Zdrowy słuch i węch mają być gotowe do odbierania wszystkiego, co słyszalne i wyczuwalne węchem, a zdrowy żołądek podobnie ma być gotowy na wszystkie pokarmy, jak młyn, który jest dostosowany do mielenia wszystkiego, co da się zmielić. A zatem zdrowe myślenie powinno być gotowe na wszystko, co się przydarza. A jeśli mówi: „niech moje dzieci będą bezpieczne”, oraz: „niech wszyscy chwalą to, co zrobię”, jest jak oczy szukające zieleni i zęby miękkich potraw. („Rozmyślania”, X.35, tłum. j.w.)

Trudno o lepszą pochwałę treningu empatii i wrażliwości społecznej, podkreślającą rolę widzenia świata w całości, z jego dobrem i złem.

Inne cechy filozofii stoickiej, które uderzyły mnie podczas lektury „Rozmyślań”, a których wcześniej nie byłam świadoma, to nacisk na świadomość a) miejsca jednostki w społeczności i w świecie, b) skali tego, co nam się przydarza. Odnośnie do tego pierwszego: bardzo zaskoczył mnie cytat mówiący, że jeśli przydarzyło się nam coś bolesnego, co nie wpływa negatywnie na wspólnotę, w której funkcjonujemy, nie powinniśmy tego odbierać tego w kategoriach krzywdy czy szkody:

To, co nie przynosi szkody państwu, nie szkodzi obywatelowi. W odniesieniu do każdego wyobrażenia o szkodzie, taki zastosuj probierz: jeżeli państwo przez to nie ponosi szkody, ja również nie doznałem szkody. („Rozmyślania”, V.22., tłum. j.w.)

Z drugiej strony, „co szkodzi ulowi, szkodzi pszczole” – to, co szkodzi wspólnocie, zawsze szkodzi obywatelowi.

Oczywiście, istotny jest tu fakt, że Marek rządził Rzymem, ale bardzo podoba mi się to, że takie widzenie świata nie tylko pięknie odzwierciedla/ kształtuje postawy obywatelskie, ale też pozwala pamiętać o różnicy między tym, co może przydarzyć się jednostce (pewna doza cierpienia jest niezbywalną częścią ludzkiego doświadczenia), a tragediami na dużą skalę, dotykającymi całe społeczeństwo.

Bierze się to zapewne z tego, że czasy pierwszych stoików były dużo mniej spokojne, niż nasze. Nawet dobrze urodzeni i sytuowani Rzymianie mogli z dnia na dzień wpaść w niełaskę, i zostać na skazani na wygnanie (jak Epiktet), konfiskatę majątku, czy śmierć przez samobójstwo (Seneka). Jako cesarz, Marek Aureliusz nie był co prawda zależny od kaprysów władcy, ale wiele lat spędził na wojnie, stracił co najmniej ośmioro z trzynaściorga dzieci – większość w niemowlęctwie, ale też w wieku kilku lat, co napawało go smutkiem – a do tego za czasów jego i jego następcy w Cesarstwie Rzymskim szalała pandemia, tzw. zaraza Antoninów (najprawdopodobniej ospa prawdziwa), na którą zmarło, według różnych szacunków, od 5 do 10 mln osób.

Spójrz na każdą istniejącą rzecz, jakby już uległa rozpadowi i dokonywała się w niej przemiana, i jak gdyby nastąpiło gnicie i rozkład, innymi słowy, na każdą jak na zrodzoną do śmierci. („Rozmyślania”, X.18, tłum. j.w.)

Nic, co jest naturalne, włączywszy w to choroby i śmierć, nie powinno być dla człowieka powodem do załamania:

Krótko mówiąc, pamiętaj, że obywatelowi państwa natury nie szkodzi nic, co nie szkodzi państwu, ani państwu nie szkodzi, co nie szkodzi prawu. Tak zwane nieszczęśliwe zdarzenia nie szkodzą prawu. Co zaś nie szkodzi prawu, nie szkodzi ani państwu, ani obywatelowi. („Rozmyślania”, X.33, tłum. j.w.)

Stoicy podkreślali też wagę odpowiedzialności – za społeczność, za swoje czyny i ich spójność z naszymi przekonaniami, nawet za emocje. Prócz indywidualnych problemów większego kalibru (których nie należało odbierać jako miażdżących nieszczęść, bo nie zagrażały dobrostanowi społeczeństwa), Rzymianie byli bowiem tak samo jak my narażeni na codzienne frustracje i przykrości, Stoicy starali się, na ile mogli, nie tyle tłumić gniew i poczucie krzywdy, co zapobiegać temu, by się w nas rozwinęły, wychodząc z założenia, że tłumienie złości jest szkodliwe, a wyrażanie jej (obojętnie, czy w sposób akceptowalny społecznie, czy nie) też zawsze końcem końców krzywdzi tego, kto ją odczuwa, a niekoniecznie jej adresata. 

Reszta wpisu skupi się na technikach, które proponują nam stoicy, by postrzegać świat takim, jakim jest, i nie dać się zwieść naszej, często negatywnie zafałszowanej, interpretacji sytuacji. Podstawą jego dalszej części jest książka profesora Williama Irvine'a, „Wyzwanie stoika; zastrzegam, że choć jest w niej trochę dobrych pomysłów, to raczej materiał na dwa dobre TED talki, niż na książkę – jest powierzchowna, rozdmuchana, pełna powtórzeń, a jej lektura zajęła mi raptem dwie godziny. (To jeszcze nie jest ta sensowna alternatywa, o której wspominałam powyżej.)

***

Jest co najmniej kilka rzeczy, o których Europejczyk żyjący w XXI wieku zapomina z równą łatwością, co Rzymianin w wieku II. Są to:

  • uprzywilejowanie dzięki życiu w określonym miejscu i czasie (nawet jeśli chodzi o pandemię, Marek Aureliusz podjął serię decyzji zapobiegających panice i jeszcze szybszemu rozprzestrzenianiu się plagi); 

  • niemożność kontrolowania rzeczywistości dzięki postępowi technologicznemu; 

  • realistyczny odbiór swego miejsca w świecie to, że nie jesteśmy jego centrum, i że rzeczy przykre przydarzają się losowo, a nie konkretnie nam;  

  • wrażliwość społeczna czyli to, że nie żyjemy w próżni, i że wokół są ludzie, których okoliczności życiowe są dużo trudniejsze, niż nasze. 

Brak pamięci o tych sprawach, egoizm, i często brak poczucia proporcji tego, co nam się przydarza, prowadzi do frustracji.

Starożytni stoicy wiedzieli, że chociaż mamy ograniczony wpływ na to, jakich komplikacji doświadczamy w życiu, to możemy w dużej mierze decydować o tym, jak je interpretujemy, czyli w przeważającej części to od nas zależy, jak na nas wpływają. Ludzie zazwyczaj traktują życiowe komplikacje jak irytujące incydenty albo co gorsza – niezasłużone udręki; w efekcie reagują na nie frustracją albo złością.

Traktując komplikację życiową jako stoicką próbę, wyrywamy podświadomość z pętli problem–reakcja. A dokładniej, uniemożliwiamy jej taką interpretację wydarzeń, która wskazuje winnego naszych problemów, bo zakłada, że ktoś nas krzywdzi albo wykorzystuje. Tym samym nie dopuszczamy do głosu swoich emocji, a to nie tylko radykalnie obniża emocjonalny koszt problemu, lecz także zwiększa szanse na to, że poradzimy sobie z nim w racjonalny sposób.(„Wyzwanie stoika”)

Tytułowe „wyzwanie stoika” wygląda więc tak: w chwili, gdy przydarza nam się w życiu coś, co wzbudza nasze oburzenie i bunt (jak coś takiego mogło mnie spotkać?”) bierzemy głęboki oddech, liczymy do dziesięciu, i podejmujemy grę: nie poczuć złości, nie dopuścić do myśli, jak mogło się to przydarzyć akurat nam. Dodam, że rozumiem to jako walkę z poczuciem, że należy nam się gładkie i wolne od niedogodności życie; jeśli przeciwstawienie się przeciwnościom faktycznie zmieni coś na lepsze dla innych osób, spokojne przeciwstawienie się złu jest jak najbardziej pożądane – ale brak zaburzającego osąd sytuacji gniewu może nam tylko pomóc w osiągnięciu celu. 

Aby gra się powiodła, mamy do dyspozycji trzy główne narzędzia:

  • negatywną wizualizację

  • stoicką przygodę  

  • trening odporności.

Negatywna wizualizacja

Psychologowie pracujący z panikarzami takimi, jak ja, lubią zadawać pytanie „jaka jest najgorsza rzecz, która może się wydarzyć?” Sztuka w tym, żeby nie zadawać sobie tego pytania w momencie, w którym akurat czegoś się boimy, ale niejako uprzedzająco, ćwiczebnie, wyobrażając sobie trudną stratę lub rzeczywistość; celem ćwiczenia jest uczynienie naszym punktem odniesienia nie sytuację idealną, ale dużo trudniejszą sytuację życiową. 

Proces ten, znany dziś jako negatywna wizualizacja, należy do najbardziej niezwykłych narzędzi psychologicznych w repertuarze stoika. Co istotne, zalecając negatywną wizualizację, stoicy nie zachęcają nas, żebyśmy roztrząsali potencjalne czarne scenariusze; wtedy faktycznie na pewno popadlibyśmy w depresję. Zamiast tego od czasu do czasu warto oddać się przelotnej refleksji, że nasze życie i okoliczności mogłyby być mniej pomyślne. („Wyzwanie stoika”)

Dwa zastrzeżenia: po pierwsze, to ćwiczenie można prowadzić dowolnie daleko, ale nie chodzi w nim o to, by iść ad absurdum, ale by naprawdę skonfrontować się ze swoimi lękami i wyobrazić sobie konieczność stawienia im czoła. Po drugie, wrażliwość na zawirowania życiowe jest sprawą osobniczą – ostatnio przeczytałam, że szczególnie podatne na emocjonalny odbiór bolesnych wydarzeń są osoby z ADHD (kontrowersyjnym, ale nadal diagnozowanym).

Stoicka przygoda

Drugim sposobem na wzmacnianie swojej odporności psychicznej jest szukanie wyzwań i poszerzanie swojej strefy komfortu, stawianie się w sytuacjach, w których może się zdarzyć coś niespodziewanego;

Jedną z najlepszych metod przygotowań do stoickich prób jest doświadczenie, które nazwę stoicką przygodą. W ramach takiej przygody robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby postawić się w trudnej sytuacji – czyli w sytuacji, w której coś może nas niemile zaskoczyć. („Wyzwanie stoika”)

To zalecenie pojawia się często w kontekście wzmacniania swojego poczucia wartości przez budowanie (uzasadnionego) obrazu siebie jak osoby będącej w stanie radzić sobie w różnych sytuacjach. W kontekście stoickim podejmowanie wyzwań wyciągających nas ze strefy komfortu ma nam docelowo pomóc zachować spokój w obliczu niespodziewanych wydarzeń, nie będących konsekwencją naszego wyboru.

Trening odporności

To świadome, zaplanowane (bez elementu zaskoczenia) wchodzenie w  sytuacje, w których znosimy jakiś stopień dyskomfortu (brak lunchu czy klimatyzacji, konieczność czekania). Alternatywą do treningu odporności jest odmówienie sobie czegoś przyjemnego(np. pójścia na lody). Profesor Irvine zaznacza też, że nie jest to metoda dla wszystkich, np. nieletnich czy chorych.

Być może brzmi to jak masochizm, ale stoicy wiedzieli, że jeśli będą systematycznie wystawiać się na dyskomfort, zaczną doświadczać mniej dyskomfortu w codziennym życiu. Dlatego uważali, że jest to dobra inwestycja ich czasu i energii.(...)

Seneka, jeden z najbogatszych ludzi w Rzymie, okresowo „ćwiczył się w ubóstwie”. Radził, żeby pójść za jego przykładem, wyznaczając „kilka dni, podczas których – zadowalając się bardzo niewielką ilością jak najprostszego pożywienia, tudzież grubą i szorstką odzieżą – zadawałbyś sobie pytanie: »Czyżby to było to, czegośmy się tak obawiali?«” („Wyzwanie stoika”)

I na koniec jeszcze jedna rada z „Rozmyślań:
Gdy tylko urazi cię czyjś występek, natychmiast zapytaj, czy aby sam nie czynisz czegoś podobnie występnego, na przykład uznajesz, że pieniądze są dobrem albo przyjemność, albo sława, lub rzeczy podobnego rodzaju. Pojąwszy to, szybko zapomnisz o gniewie, tym bardziej, kiedy przy tym weźmiesz pod uwagę, że ten człowiek działa pod przymusem. Co bowiem może zrobić? Chyba że jeśli potrafisz uwolnisz go od przymusu. (X.30, tłum. j.w.) 

***

Przede mną lektura książki Piotra Stankiewicza Sztuka życia według stoików. Jak żyć mądrze, dobrze i szczęśliwie recenzje są bardzo pozytywne, przejrzałam też egzemplarz biblioteczny i stwierdziłam, że faktycznie jest to książka do kupienia i powolnego czytania. Zacznę czytać ją od września, z nadzieją, że pomoże mi przejść chaotyczne czasy w pracy:-) Zapisałam się też w bibliotece na Stoicyzm uliczny. Jak oswajać trudne sytuacje Marcina Fabjańskiego (edit: już tę książkę przejrzałam, i opisane sytuacje są przedstawione w tak sugestywny sposób, że sama się stresuję czytając). Kolejny będzie Seneka – ze względu na babcię, i to, że fajniej się go czyta, niż Epikteta; internet poleca wydanie z czarnej serii Penguina.

Jeśli nie udało mi się Was zachęcić do lektury stoików lub o stoikach, dodam, że choć w domu mieliśmy tom „Rozmyślań” Marka Aureliusza, do lektury zachęciły mnie, wiele lat później, dwie naprawdę piękne i melancholijne książki, które bardzo Wam polecam – „Pamiętniki Hadriana” Marguerite Yourcenar i wiersze Konstandinosa Kawafisa (o Kawafisie pisałam tu). 

***

Patrzę na długość tego wpisu i myślę, że co prawda w roku szkolnym nie dam rady produkować postów tej długości, ale w lipcu odpoczęłam i zanotowałam kilka ciekawych pomysłów; za tydzień pojawi się ostatni wakacyjny wpis i wezmę sobie miesiąc wolnego od bloga – nie dlatego, że jestem wypalona, ale żeby poczytać, poobserwować świat i zebrać trochę inspiracji.

Do przeczytania!

 

Bibliografia:

Aureliusz, Marek i Krzysztof Łapiński. Rozmyślania: (do siebie samego). Wydawnictwo Czarna Owca, 2020.

Irvine, William Braxton. Wyzwanie stoika: Jak dzięki filozofii odnaleźć w sobie siłę, spokój i odporność psychiczną. Insignis, 2020.

 

Zdjęcie tytułowe: Brooke Lark, Unsplash. 

Komentarze

  1. Jakiś czas temu rozmawiałam z moim znajomym (Anglikiem) na temat stoicyzmu. On polecał wdrożenie tej filozofii w codzienne życie, ja zastanawiałam się czemu jest ona tak trudna do przyjęcia dla słowiańskiej duszy. W społeczeństwie angielskim cnoty stoickie są rzeczywiście wysoko cenione. Mnie stoicyzm mojego kolegi doprowadza czasem raczej do rozpaczy ;)

    Podobają mi się założenia tej filozofii, chociaż trudno powiedzieć, abym była blisko ich realizacji. Co do faktu, ze o stoicyzmie piszą głównie mężczyźni - gdybym była złośliwa, to mogłabym twierdzić, ze to filozofia życia łatwiejsza do wdrożenia z pozycji przywileju ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się czyta Marka Aureliusza, też się trudno oprzeć temu wrażeniu;-) I jakby się zastanowić, moja babcia też mocno się wyłamywała z tradycyjnego podziału ról...

      Usuń
  2. Trudno mi uwierzyć, że cierpliwe znoszenie braku lunchu czy klimatyzacji mogłoby przygotować nas na ewentualne zdarzenia, o których boimy się nawet myśleć, a tym bardziej mówić czy pisać (więc, oczywiście, nie podam przykładów). Podobnie zresztą z postem - jednym z powodów jego podejmowania ma być przygotowanie do walki z pokusami: jeśli teraz nauczysz się wyrzekać tego, co godziwe, w przyszłości wyrzekniesz się tego, co niegodziwe, choć pociągające. Otóż nie. Wydaje mi się, że wytrwałe chodzenie po Gorcach nikogo nie przygotuje do wspinaczki na Mt. Everest - to są zupełnie nieporównywalne rzeczywistości (chociaż Everest znam tylko ze słyszenia ;-))

    Miłego odpoczynku! Będę tęsknić za Twoimi wpisami, zawsze świeżymi, zawsze idącymi gdzieś obok moich doświadczeń i zainteresowań (nie całkiem równolegle, ale też nie tak daleko, żeby były mi całkowicie obce) i zawsze dającymi do myślenia - może szczególnie wtedy, kiedy się z nimi nie zgadzam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że to zależy od indywidualnej strefy komfortu i poczucia samodzielności, ale rozumiem też Twój punkt widzenia:-) Mnie "Rozmyślania" weszły w takim stopniu, bo miałam chaotyczny rok, zmarły trzy ważne dla mnie osoby, a praca to przysłowiony burdel w ogniu - więc na co drugie zdanie reagowałam "gdzie byłeś całe moje życie?!":-)

      Dzięki za miłe słowa, staram się:-) i bardzo doceniam, że mnie czytasz, nawet jeśli jestesmy 'tylko' obok.

      Usuń
  3. Chyba mam jak ding_yun ;). Bardzo cenię stoicyzm i jego założenia. Myślę, że w dłuższej perspektywie może przynieść wiele korzyści i to zarówno jednostce jak i wspólnocie.
    Człowiek to jednak też indywidualność, emocje, uczucia (w tamtych czasach pewnie niedostrzegane, a dziś przeceniane). W szczęśliwej wspólnocie mogą żyć nieszczęśliwi członkowie. Oczywiście, jak we wszystkim, co bierzemy dla siebie z odległych czasów trzeba uwzględnić współczesność, obecną wiedzę.
    Z drugiej strony, mam wrażenie, że człowiek przez tyle tysięcy lat się nie zmienił. Powodują nim te same pragnienia, obawy, namiętności, słabości.
    Życzę Ci udanego wypoczynku. Nabierz siły, wycisz umysł. Będę oczekiwać na kolejne wpisy.
    Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dużo o tym, jak w starożytnym Rzymie rozwinięta była wiedza o emocjach (nie używam słowa psychologia), ale podejrzewam, że pewnie traktowano je bardziej mechanicznie, stąd może pomysł na ćwiczenie dystansu wobec rzeczy, które kochamy (to a propos tego, o czym pisała allegra), i wiara w to, że emocje negatywne da się po prostu odsunąć, zanim zaczniemy się nimi nakręcać. Może jeśli książka dra Stankiewicza nie spełni moich oczekiwań, zacznę szukać czegoś, co byłoby negocjacją między stoickimi ideami ze współczesną psychologią.

      A jeszcze a propos szczęśliwej wspólnoty i jednostek w niej - równolegle czytam książkę o mocno epikurejskim rodowodzie, "Jak robić nic" Jenny Odell - ciekawa książka o życiu slow, choć dla odpornych (dygresje, odniesienia, żargon) - i też poznaję w niej sporo rzeczy, które robię lub chciałabym robić.

      Dziękuję. Będę odpoczywać. Zapraszam za tydzień i Tobie też miłego sierpnia:-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty