Poślij głowę na emeryturę. Dwa ćwiczenia

Wśród niezbyt zdrowych cech, które przypadły mi w udziale, i z którymi już w zasadzie przestałam walczyć, dla dzisiejszego wpisu istotne są dwie: primo, jestem organicznie niezdolna do "życia chwilą", oraz secundo  czuję się bezpiecznie wtedy, kiedy planuję, planuję, planuję. 

Jeśli czytałyście moje poprzednie wpisy, wiecie, że jestem zmęczona moim środowiskiem pracy (choć nie samą pracą) i przerażona tym, jak rozgrywa nas późny kapitalizm. (Już, już, wracamy do pozytywnego myślenia.) To pewnie dlatego, przeglądając książki na Storytel, z ciekawości kliknęłam na dwie pozycje The School of Life (których zwykle unikam z powodu ogromnych uproszczeń i kompletnego braku samoświadomości klasowej), i przeczytałam How to Survive the Modern World i A Simpler Life

O ile polecam How to Survive the Modern World nie mówi nic nowego, ale w sensowny sposób porządkuje to, jak nowoczesność wybujała w dzisiejszą szkodliwą formę  w A Simpler Life zainteresowały mnie głównie dwa rozdziały: "How to Retire Early" oraz "How to be a Modern Monk" (ich wersje znajdziecie tu i tu). Pierwszy mówi o tym, by w ramach ćwiczenia duchowego udać się na wczesną emeryturę od męczących zobowiązań towarzyskich, drugi  jak żyć (wg standardów miejskiej klasy średniej, jak sądzę; patrz wspomniany już brak samoświadomości) bardzo prosto, w zrytualizowany sposób.

Na przecięciu tych myśli i tego, co dzieje się ze mną ostatnio, pomyślałam: czemu by nie poudawać przed sobą, że jestem na emeryturze. ("Ja chciałbym już być naprawdę"  pisze przyjaciel, który ostatnio rzucił pracę w mediach i zatrudnił się w osiedlowej piekarni.)

Ćwiczenie numer I. 

Pomyśl o tym, co chciałabyś zostawić w swoim życiu.

"How to be a Modern Monk" przedstawia zromantyzowany (jest w SJP!) obraz prostego życia: jak prosto ozdobić mieszkanie (reprodukcje rysunków Picassa), jak jeść ("garść orzechów, trochę sera, miseczka owoców i kilka plastrów szynki"), w co się ubierać ("kilka starannie wybranych ubrań ... w jednolitym kolorze"), co czytać (klasyki). Uświadomiło mi to jednak, że mam tak naprawdę niewielkie potrzeby, i jeśli miałabym do dyspozycji duże miasto z jego ofertą kulturalną i medyczną, mogłabym zacząć tak żyć już teraz.

Pomyślałam więc o tym, jak chciałabym funkcjonować, kiedy będę wolna od zobowiązań zawodowych (i raczej, przepraszam w duchu moją córkę, nie widzę siebie regularnie zajmującej się wnukami) i staram się bardzo konsekwentnie wszywać te aktywności w moje życie już teraz, z drugiej to życie upraszczając, pozostawiając te elementy, które stanowią dla niego dobre i stabilne rusztowanie: mieszkanie w zielonej dzielnicy, wizyty w  parkach i muzeach, skupienie na książkach i filmach, które powstały co najmniej dwadzieścia lat temu.

Ćwiczenie numer II. 

Skonfrontuj się z koniecznym kapitałem finansowym i zdrowotnym.

Statystycznie (różnica wieku plus różnica średniej długości życia mężczyzn i kobiet) jest przede mną około piętnastu lat wdowieństwa. (Oczywiście, nie uwzględnia to ani tego, że mój mąż dobrze prowadzi się zdrowotnie, ani tego, że byłam naprawdę bliska zgonu w ostatni piątek, kiedy zadławiłam się we własnej kuchni  wyłączyłam gaz pod garnkiem i wyszłam na klatkę schodową, kiedy dotarło do mnie, że jeśli sąsiadów nie będzie w domu, najprawdopodobniej umrę.) W każdym razie: to około piętnastu lat życia, na które muszę zgromadzić środki finansowe.

Na fali porządkowania budżetu zajrzałam na swoje konto emerytalne w ZUS, i sprawdziłam wysokość mojej hipotetycznej emerytury ("Ale to gdybyś przestała pracować już teraz, prawda?" spytał mój mąż. Otóż nie, kochanie.) Policzyłam oszczędności i dodatkowe źródła przychodów. Poszukałam w sieci arkusza podpowiadającego, ile muszę oszczędzić i zainwestować, żeby mieć pieniądze nie tylko na na reprodukcje Picassa, szynkę i klasyki, ale też rehabilitację i leki. Wybrałam kolejny produkt emerytalny. Obliczyłam, ile muszę dorobić co miesiąc, żeby nakarmić wszystkie fundusze docelowe, i wróciłam na łono tłumaczeń (idealnie byłoby zacząć pisać za pieniądze, ale realia rynku są gorsze, niż kiedykolwiek).

Boję się o tym myśleć westchnęła przyjaciółka, kiedy zreferowałam jej swoje poczynania.

I dlatego, wracając do myśli o wdowieństwie, uważam, że kobiety powinny myśleć o pieniądzach tak, jakby nie miały mężów: partner często daje nam fałszywe poczucie finansowej stabilności, podczas gdy powinnyśmy się uczyć od singielek, które wiedzą, że muszą o siebie zadbać same

Kolejnym rodzajem kapitału (prócz społecznego, o którym nie tym razem), o którym trzeba pamiętać w kontekście emerytury, jest kapitał zdrowotny. Tu ograniczę się do rady, którą ostatnio sprzedał mi mój rehabilitant: uwalniajmy przeponę, dwa-trzy razy w tygodniu (idźcie na sensowny rehab i spytajcie jak; Michał poleca, żeby robić to na siedząco, w pochyleniu). Pokrótce: ciało, w którym przepona jest swobodna, nie zużywa zasobów na walkę z samym sobą.

 

Co robicie, żeby przygotować się do tego etapu życia? Jeśli omijacie go myślami, od czego byłybyście gotowe zacząć?

Zdjęcie tytułowe: Centre for Ageing Better, Unsplash.

Komentarze

Popularne posty